Misja „Kupowanie chińskich biletów kolejowych”

Dzięki naszemu nowemu (jeszcze nie widzianemu a już bardzo pomocnemu koledze – Darkowi) zaplanowaliśmy jak będzie wyglądała nasza podróż przez Chiny. Darek jako „zjadający zęby na Chinach” bardzo dokładnie nam napisał co i gdzie warto zobaczyć i jak się tam dostać, więc jego rady stanowiły dla nas główną inspirację. Dziękujemy 🙂
Kolejnym przystankiem po Pekinie będzie Pingyao (po rozmowie z Chińczykami wiemy jak to się wymawia – konia z rzędem temu, kto to dobrze przeczyta mimo prostego zapisu :-)).
Trzeciego dnia naszego pobytu w Pekinie postanowiliśmy, że to już najwyższa pora udać się na dworzec i kupić bilety. Wszyscy znajomi ostrzegają że kupno biletu na pociąg w Chinach to spory wyczyn – po pierwsze bo już dogadanie się w kasie to sukces sam w sobie a po drugie – zazwyczaj nie ma już miejsc na pociąg którym chce się jechać i trzeba kombinować. Naczytaliśmy się również, że na dworcach są zawsze tłumy ludzi pchające się do kas, że w tej kulturze wpychanie się w kolejkę nie jest niczym niestosownym, że są różne klasy pociągów i która czym się charakteryzuje, oczywiście dowiedzieliśmy się z którego dworca (z 4 głównych dworców kolejowych) odjeżdża nasz pociąg i o której godzinie i tak przygotowani ruszyliśmy „szybko kupić bilety i jechać zwiedzać dalej”. Jednak „szybko” udało nam się jedynie dojechać na dworzec (metro w Pekinie działa super, jest rewelacyjnie oznaczone i dosyć tanie – 2 yuany za jednorazowy przejazd). To, co zobaczyliśmy zbliżając się do dworca przeszło nasze najśmielsze oczekiwania – budynek dworca to moloch! Większy od niejednego solidnego lotniska międzynarodowego. W miarę zbliżania się do dworca naszym oczom ukazywało się nieprzebrane kłębowisko ludzi ciągnących we wszystkich kierunkach, tworzyły się zatory, wszyscy się przepychali, policja kierowała ruchem (tylko pieszych – wskazując w którą stronę można teraz iść), a wyglądało to mniej – więcej tak, choć na żywo robiło dużo większe wrażenie:

Pekin Zachodni

Nie wiemy ile czasu zajęło nam przedostanie się na drugą stronę ulicy i dotarcie do hallu kasowego ale mając na myśli „dużo ludzi na dworcu” nawet przez chwilę nie przyszło mi do głowy, że będą to niezliczone tysiące! Po dotarciu do budynku i zlokalizowaniu jedynej kasy oznaczonej jako „English speaking counter” ustawiliśmy się na końcu kolejki. Mieliśmy dużo czasu żeby dokładnie się zapoznać z funkcjonowaniem dworca bo przed nami było kilkadziesiąt osób. Zresztą po kilkadziesiąt osób było przy każdej z około 30 kas! Próbowaliśmy coś zrozumieć z rozkładu jazdy ale wyglądał on tak:

Tablica

Staliśmy więc cierpliwie. Nawet zadziwiająco mało ludzi się przepychało i stawało od razu na początku kolejki. Może dlatego, że prawie każdej kolejki pilnował policjant 🙂 Gdy wreszcie dotarliśmy do okienka Pani Kasjerka powitała nas radosnym „hello” co wskazywało na to, że może faktycznie dogadamy się po angielsku. Pokazaliśmy napisaną „w krzaczkach” przez Chinkę z naszego hostelu nazwę miejscowości do której chcemy się udać, następnie numer pociągu (wcześniej sprawdzony w internetowym rozkładzie jazdy) i datę, jaka nas interesuje. Poszło zadziwiająco łatwo. Pani od razu zrozumiała o co nam chodzi. Po czym zaczęła nam coś długo i wnikliwie tłumaczyć… tylko, że my z tego co mówiła niewiele rozumieliśmy. Gdzieś się spotkałam z określeniem „Chinglish” 🙂 – w tym właśnie języku mówiła Pani w kasie. Wreszcie zrezygnowała z dalszego gadania z nami i podała nam bilety. Cztery bilety! No to ładnie się zrozumieliśmy. Na nasze pytające spojrzenia i zdziwienie dopiero na biletach pokazała nam, to, co wcześniej próbowała nam powiedzieć – że dla każdego z nas są 2 bilety. Bo trasa do Pingyao została tu podzielona na 2 odcinki i na każdy z tych odcinków potrzebny jest oddzielny bilet. Oczywiście jest to ten sam pociąg, te same miejsca i dla nas to w ogóle żadna różnica (za wyjątkiem znacznej różnicy w cenie) a nie ma biletów bezpośrednich do Pingyao.
Nie udało nam się zrozumieć co to za polityka, żeby dzielić jedną trasę pokonywaną tym samym pociągiem na 2 odcinki. Jeśli ktoś ma jakiś pomysł dlaczego to tak działa to czekamy na podpowiedzi 🙂 My stawiamy na teorię, że na poszczególne odcinki przeznaczone są pule biletów, żeby zapobiec sytuacji, że wykupione są wszystkie miejsca na dłuższe trasy, a ktoś kto chce pojechać bliżej musi „odejść z kwitkiem”.
Najważniejsze, że udało nam się kupić bilety tak więc jutro dalszy ciąg podróży – tym razem na południe Chin…

Leave a Reply