Bangladesz – pierwsze starcie

Bangladesz w zasadzie przywitał nas już na lotnisku w Kuala Lumpur. Dotarliśmy tam koło północy mając zaplanowany odlot do Dhaki o godz.2:10 więc w zasadzie pojawiliśmy się „na ostatni dzwonek” check-out’u. Każdy kto był na lotnisku w Kuala-Lumpur wie, że to bardzo zaawansowane technologicznie lotnisko z niesamowicie przemyślaną infrastrukturą i rozwiązaniami. Nawet przemieszczanie się po lotnisku zorganizowane jest w oparciu o widny i bezzałogowe pociągi jeżdżące pomiędzy różnymi częściami terminala. Tym większym dla nas szokiem był widok jaki zobaczyliśmy po dotarciu do stanowisk odpraw przygotowanych dla linii Biman (linie należące do Bangladeszu). Okazało się, że pomimo iż do odprawy otwartych było aż 8 stanowisk (plus jedno dla klasy biznes przy którym nie było oczywiście nikogo) przed nimi kłębiły się tłumy ludzi z wózkami bagażowymi na których każdy miał ogromne pudła lub torby poowijane w koce i sznury. W kilku kolumnach stały kolejki sięgające kilkaset metrów a do stanowisk dopuszczała ochrona lotniskowa przepuszczając kolejne osoby do wybranych stanowisk, gdy któreś z nich się zwolniło. Przy zaobserwowanej prędkości odprawy wynikającej przede wszystkim z nadbagażu, który dotyczył niemal wszystkich oczekujących i liczbie oczekującej wiadomo było, że nie ma szans na odprawę na czas. Ogłoszono opóźnienie lotu o 2 godziny tak więc nagle czas do odlotu wydłużył się do ponad czterech godzin. W kolejkach znajdowali się sami mężczyźni i w zasadzie sami obywatele Bangladeszu z których każdy jak zgadywaliśmy wiózł jakiś dobytek. Wyglądało to bardziej na kolejkę na jakiś pociąg niż odprawę lotniskową.

lotnisko

Fakt, że Ola była jedyną kobietą – w dodatku białą sprawił, że wszystkie oczy zwracały się w naszym kierunku. Postanowiliśmy wykorzystać swoją „odmienność” i pójść na całość zamiast ślęczeć w kolejce przez najbliższych kilka godzin. Spakowaliśmy nasze plecaki w ochrony przeciwdeszczowe i siatki pack-save, zamknęliśmy je na klucze i po oględzinach ruchu odprawowego postanowiliśmy zaatakować ostatnie stanowisko odpraw podchodząc zupełnie z drugiej strony. I… udało się! Po kilkunastu minutach mogliśmy opuścić dzikie tłumy i udać się w jakieś ustronne miejsce by odpocząć przed odlotem.
Lot odbył się zgodnie z planem więc po zaboardowaniu się na pokład mogliśmy spróbować uciąć drzemkę. Nie było to łatwe bo w samolocie czuliśmy się jak w ulu. Wszyscy głośno rozmawiali, wykrzykiwali, walczyli ze swoimi bagażami i… brzydko pachniało. Zmęczenie jednak zwyciężyło i organizm sam się wyłączył. O godz. 6:00 czasu lokalnego wylądowaliśmy w Dhace.
Mimo dużych tłumów okienko do imigracyjne otworzyło się przed nami otworem bo Panowie dokonujący kontroli imigracyjnej sami przywołali nas do siebie poza kolejką. Prawdę mówiąc większego bałaganu na lotnisku jeszcze nie widzieliśmy. Nawet urzędnicy migracyjni siedzieli na jakichś połamanych krzesłach a jeden z nich przy próbie zrobienia zdjęcia do systemu stwierdził, że zawiesił mu się komputer (który nawiasem mówiąc wyglądał jak stare ATARI z lat 80-tych ubiegłego wieku) i przekazał temat urzędnikowi obok. Po przejściu kontroli pierwsze co dało się zauważyć to niezliczone chmary komarów, które kręciły się koło ludzi i próbowały zażyć tego co dla nich najlepsze. Od razu pomyśleliśmy, że bez odpowiednich zabezpieczeń tutaj malaria murowana. Ewentualnie dopaść nas może Denga Fiver, która według przeprowadzonego przez nas wywiadu zbiera tutaj żniwa, szczególnie w obszarach wiejskich. Po jakiejś pół godzinie udało nam się odzyskać nasze plecaki, zakupić lokalną kartę SIM, zadzwonić do naszego nowego znajomego Alama u którego mieliśmy się zatrzymać na czas pobytu w Dhace i udać się do wyjścia z lotniska. Tam po dłuższych konsultacjach telefonicznych udało nam się znaleźć z Alamem i udać się do jego mieszkania.
Po drodze mogliśmy doświadczyć ruchu ulicznego stolicy Bangladeszu, który – co tu dużo pisać – mocno odbiegał od naszych najśmielszych wyobrażeń. Ruch odbywał się we wszystkich możliwych kierunkach, dotyczył ciężarówek, riksz rowerowych, pieszych, autobusów i samochodów osobowych oraz wszystkiego co na drogę weszło.

ulica

Najciekawsze okazały się skrzyżowania. Tam przejazd w jakimś kierunku to czyste science fiction. Każdy kierunek i zachowanie jest możliwe. Nie wyobrażaliśmy sobie czy jakikolwiek turysta mógłby sobie poradzić prowadząc tu jakikolwiek pojazd. Trzeba być po prostu lokalsem, albo ubezpieczyć dobrze transport zwłok do ojczyzny. Przejeżdżając przez miasto oglądaliśmy przerażającą biedę i brud. Przy obwodnicy miasta widać było rzeki i rozlewiska, których jest tutaj całe mnóstwo a na nich poruszające się łódki i statki, które ze względu na płyciznę rzeki wyglądały jak wstawione bowiem te akweny wyglądały jak rozlewiska na polach.
Podobno to wynik osuszania miasta i budowy różnych zabezpieczeń przeciwpowodziowych, które mocno zmieniły bieg normalnych rzek. Korki mimo wczesnej porannej godziny były nieziemskie więc po ponad godzinie jazdy dotarliśmy do mieszkania Alama. Nasz nowy znajomy okazał się bardzo zamożnym jak na warunki Bangladeszu człowiekiem i miał trzypoziomowe mieszkanie w którym na różnych piętrach rozlokowana była cała rodzina: mama ze służbą, jego brat i wreszcie on ze swoją żoną dwójką dzieci i służącą. Ugoszczono nas śniadaniem w stylu bengalskim (ryż z curry, gotowane jajko, jakiś ryż na słodko z dodatkami i szklanka wody). Po pierwszych oporach (i upewnieniu się, że woda nie pochodzi z kranu czy jakiegoś naturalnego zbiornika) przełamaliśmy się i skorzystaliśmy ze szczerej gościny.

sniadanie

Było zaskakująco smacznie i poczuliśmy się swojsko. Po krótkich dyskusjach o naszych planach na najbliższe dni (poznanie Dhaki i tego co w niej ciekawe a także udanie się na południe Bangladeszu by zobaczyć największe skarb tego regionu: lasy namorzynowe) udaliśmy się mocno zmęczeniu na zasłużony odpoczynek by wieczorem udać się na pierwsze oględziny miasta.

W tym miejscu prosimy o udzielenie pomocy dla niedożywionych dzieci z Polski przez kliknięcie w brzuszek Pajacyka na stronie www.pajacyk.org.pl. Z góry za to bardzo dziękujemy.

Porady praktyczne:
Turystyka w Bangladeszu jest zjawiskiem bardzo niszowym, dlatego każdy turysta wzbudza ogromne zainteresowanie. Warto dobrze pochować swoje cenne rzeczy (gotówkę, karty i paszport) by nie kusić losu niepowetowaną stratą.
W Bangladeszu zaledwie kilka procent dorosłych mówi w jęz. angielskim więc dobrze jest mieć ze sobą zestaw podstawowych słów i zwrotów.

Leave a Reply