Za siedmioma lasami, za siedmioma jeziorami… i wulkanami

Rzecz będzie nie tyle o bajkowych siedmiu lasach i górach ile o tym co w Nowej Zelandii można zobaczyć w wysuniętych w głąb lądu częściach zatoki obfitości (Bay of Plenty). Jak już wskazał tytuł obfitość tego regionu to poza samą piękną zatoką o której będziemy pisać w kolejnych wpisach blogu także lasy i jeziora. Ogarnięte geotermalnym szaleństwem ziemie tej części północnej wyspy zadziwiają swoim zróżnicowaniem i pięknem.
W okolicach miasta Rotorua jak wspominaliśmy już wcześniej znajduje się aż szesnaście jezior. Każde z nich ma w sobie coś pięknego i różni się od innych. Do interesujących należą z pewnością jeziora Tikitapu i Rotokakahi. Ich bardziej „przyjazne” dla nas nazwy to odpowiednio: Blue Lake i Green Lake. Nazwy swoje biorą oczywiście od odcieni, którymi mieni się woda. W pełnej krasie ich urok podziwiać można zapewne latem, ale skoro przyszło nam poznawać te miejsca wczesną zimą to też źle nie jest 🙂
Jezioro Blue Lake ze względu na stosunkowo niewielką powierzchnię można obejść dookoła ścieżkami, podziwiając przy okazji otaczającą jezioro roślinność i to co w Nowej Zelandii stanowi jej podstawę ogromne różnorodne paprocie ścigające się swoim wybujałym wzrostem o prymat z iglastymi drzewami.

Blue Lake

Obejście jeziora to kwestia 5,5 kilometrowego spaceru więc zajmuje jakieś 1,5 do 2 godzin. Przy okazji dochodząc do drugiej strony tego jeziora w pewnym momencie ścieżki staje się pomiędzy Blue i Green Lake mogąc podziwiać oba jeziora z pewnego dystansu. Co ciekawe Green Lake mimo bezpośredniego sąsiedztwa leży o kilkadziesiąt metrów niżej niż jego mniejszy niebieski kolega. Greek Lake jest jakieś trzy razy większe a jego brzegi są bardziej zalesione.

Green Lake

Piękno tej surowej i nieskażonej natury potrafi wzmocnić każdego odwiedzającego te rejony, a świadomość istnienia zwyczajnej ale przy tym niemal bajkowej przyrody daje poczucie ukojenia o jakie w „popsutym” przez człowieka ekosystemie coraz trudniej.
Jakby na drugim krańcu tej natury leży potęga i siła, która co jakiś czas poskramia człowieka pokazując mu gdzie jego miejsce. Z rejonu gdzie znajdują się te jeziora nie trzeba udać się daleko by zobaczyć inne piękne miejsca za którymi stoją nieokiełznane i nieodgadnione siły. Jadąc dalej w kierunku południowo-wschodnim docieramy w końcu do miejsca z którego nie ma już dalszych dróg. To kilkanaście razy większe od poprzednich jezioro Tarawera. Jego strome, gęsto porośnięte roślinnością brzegi sprawiają z daleka wrażenie porośniętych mchem. W głębi jeziora widać wcinające się w jego taflę schodkowe wzgórza Tarawera, które tak naprawdę są kraterami wciąż aktywnych choć śpiących wulkanów.

Jezioro Tarawera

10 czerwca 1886 roku tuż po północy mieszkańcy okolicznych wiosek w zatoce obfitości zostali zbudzeni silnymi wstrząsami a niebo zabłysnęło od wystrzeliwanych na wiele kilometrów chmur pyłów i kul ognia, które według relacji naocznych świadków, którym udało się ujść z życiem miały kolory od złotego po zielone, niebieskie i krwistoczerwone. Okolica na powierzchni ponad 8000 km2 została zalana spływającą do jeziora i dolin magmą a śmierć poniosło co najmniej 200 mieszkańców. Wraz z nimi na zawsze zniszczone zostały przepiękne i popularne pod koniec XIX wieku różowe i białe naturalne tarasy znajdujące się na wybrzeżu jeziora. Wioska Te Wairoa, która była przystankiem podróżnych udających się w kierunku tarasów została całkowicie zalana materiałem wulkanicznym aż do wysokości 2 metrów. Dziś zniszczona wioska (Buried Village) zachowana w tym stanie stanowi ciekawostkę turystyczną upamiętniającą ten pokaz siły Matki Ziemi. W punkcie widokowym w pobliżu jeziora można też zobaczyć maoryski monument upamiętniający poległych w tym kataklizmie Maorysów.

Monument przy Tarawera

Udając się w kierunku jezior warto też odwiedzić Whakarewarewa Forest zwany też po prostu The Redwoods. To przepiękny las zajmujący powierzchnię prawie 6000 hektarów. Jego angielska nazwa ma swoje źródło w największych drzewach stanowiących główną bazę tego lasu. To ogromne i majestatyczne sekwoje, których kora ma czerwono-brunatny kolor. Te przepiękne kolosy mogą osiągać wysokość aż 110 metrów! W The Redwoods sekwoje te mają wysokość około 70 metrów, ale i tak od patrzenia na te drzewa może się zakręcić w głowie.

Sekwoje w The Redwoods

Dla spragnionych leśnych spacerów połączonych z umiarkowanym wysiłkiem fizycznym przygotowane są dobrze oznaczone trasy z których najdłuższa ma aż 34 kilometry długości. My wybraliśmy się w trasę o długości 11,5 km co przeciętnemu piechurowi zajmuje niecałe 4 godziny. Przy okazji tej wędrówki wspinamy się na wysokość 500m i w wyłaniających się spośród drzew prześwitach można z góry podziwiać okolica miasta Rotorua.

Okolice Rotorua

Trasy są tak zorganizowane, że bynajmniej nie można narzekać na jakąkolwiek jednostajność otoczenia. Bowiem wiodą przez tereny podmokłe, suche, gęsto zalesione drzewami iglastymi by w innych miejscach wieść przez obszary rzadziej usianych, wysokich sekwoi. Słowem wypoczynek ducha i umysłu zapewniony 🙂
Swoją drogą ciekawą sprawą jest odkryta przez nas tutaj mnogość grzybów jadalnych (potwierdziliśmy to z lokalesami), przypominających nasze podgrzybki, prawdziwki i maślaki, ale jak się okazuje Nowozelandczycy nie zbierają grzybów bo zajadają się jedynie różnymi gatunkami hodowlanych pieczarek. Krótko mówiąc: raj dla polskiego grzybiarza 🙂
W The Redwoods wybraliśmy się również na inną, krótszą bo wynoszącą 7,5 km trasę wiodącą przy geotermalnych obszarach zwanych Whaka Thermal. Z najwyższego punktu tej trasy można obserwować jak w wielu miejscach tego obszaru unoszą się kłęby pary, a przy odpowiedniej dozie szczęścia można również zobaczyć erupcję gejzerów. My mieliśmy okazję obserwować erupcje gejzeru Pohutu, którego strumienie wrzącej wody wznosiły się na wysokość kilku metrów.

Whaka Thermal

A propos terenów geotermalnych pisaliśmy już w poprzednim wpisie dotyczącym miasta Rotorua, że w okolicy można znaleźć gorące źródła a nawet rzeki, które w naturalny (tzn. nie związany z żadnymi turystycznymi atrakcjami) sposób można wykorzystać do gorących kąpieli 🙂 Ale o tym w kolejnym wpisie dotyczącym miejsca zwanego Wai-o-Tapu.

A teraz bardzo prosimy o udzielenie pomocy dla niedożywionych dzieci z Polski przez kliknięcie w brzuszek Pajacyka. Z góry dziękujemy!

Porady praktyczne:
The Redwoods: Aby dojechać do lasu Whakarewarewa należy kierować się z miasta Rotorua trasą nr 30 w kierunku Tauranga. Nie wyjeżdżając z miasta na jedynym rondzie znajdującym się na tej trasie należy skierować się w prawo w drogę Tarawera Road a stamtąd po kilkuset metrach skręcić w Long Mile Road. Dalej już należy jechać prosto aż do końca drogi gdzie znajduje się parking i punkt informacyjny skąd można pobrać mapę lasu.
Jeziora Blue, Green Lake i Tarawera: Trasa podobnie jak w opisie powyżej z tym, że drogą Tarawera Road jedziemy w zasadzie do końca do samych jezior. Przy tej trasie znajduje się również Buried Village i Muzeum Te Wairoa dokumentujące zniszczenia wulkanu Tarawera.

2 komentarze to “Za siedmioma lasami, za siedmioma jeziorami… i wulkanami”

  1. Adam Says:

    Hej, hej 🙂
    Te paprocie ciągle robią na mnie ogromne wrażenie. Strasznie mi się podobają! Za to ten maoryski monument przypomina mi pewien przedmiot, który można kupić w pewnych „wyspecjalizowanych” sklepach 🙂 Może to pierwowzór? :):)

    serdecznie pozdrawiam
    Adam

  2. admin Says:

    Czesc Adam! Paprocie wymiataja! 🙂 Wszedzie tu ich pelno i za kazdym razem zadziwiaja swoimi ksztaltami i wielkoscia. Co do „pierwowzoru” to faktycznie skojarzenie jak najbardziej sluszne, bo my tez mielismy podobne odczucia 😉 Pozdrawiamy goraco!

Leave a Reply