Rotorua, miasto na złożach siarki

Odległość z Taupo do Rotorua to trochę ponad 80 km malowniczą trasą wiodącą poprzez pagórkowate i górzyste tereny niekiedy porośnięte gęstymi lasami deszczowymi. To, co zaskoczyło nas już wcześniej, tu tylko znalazło swoje potwierdzenie – mimo pukającej do drzwi zimy, a w górach trwających na najwyższych obrotach przygotowań do sezonu narciarskiego, naszym oczom ukazywały się soczyście zielone od trawy, niekończące się pastwiska i polany, znów pełne rozsypanego „pop-cornu” czyli owieczek 🙂 Trasa z Taupo do Rotora to ponadto odcinek „Trasy Geotermalnej” (Geothermal Highway), pełnej gorących źródeł, parujących złóż siarki i „gotujących się” basenów błotnych.
O tym, że zbliżamy się do Rotorua informował nas coraz bardziej nasilający się zapach siarki (o ile w przypadku siarki można mówić o zapachu – ten sam, który wydzielają zepsute jajka, tyle że w zwielokrotnionym nasileniu). Po dotarciu na miejsce nie mieliśmy już żadnych wątpliwości, dlaczego nawet w przewodnikach o tym mieście piszą, że jest to miasto śmierdzące siarką. W pierwszej chwili mieliśmy nadzieję, że akurat miała miejsce jakaś awaria i dlatego ten zapach jest taki silny. Jak się mieliśmy później przekonać to nie tylko nie była awaria, ale również nie było to największe z możliwych stężenie zapachu siarki w powietrzu. Po prostu taki jest urok tego miasta i trzeba się do tego przyzwyczaić, a jeśli się nie da, to po prostu przyjąć do wiadomości i udając, że się nie czuje poznawać wszystkie zalety jakie daje tej okolicy położenie na złożach siarki i aktywnych geotermalnie terenach.
Tym bardziej, że właśnie dzięki temu Rotora jest od kilku lat jedną z największych atrakcji turystycznych Nowej Zelandii. Położona w regionie o wdzięcznej nazwie Zatoka Obfitości (Bay of Plenty), ok. 60 kilometrów od wybrzeża, otoczona wzgórzami, lasami deszczowymi i co najciekawsze – aż szesnastoma jeziorami (wszystkie są pochodzenia wulkanicznego), a wszędzie dookoła z każdej szczeliny w ziemi wydobywają się opary siarki i w najmniej spodziewanych miejscach można się natknąć na gorące źródełko. Ponadto Rotora jest uznana za stolicę kultury maoryskiej Nowej Zelandii. To właśnie maoryska legenda tłumaczy powstanie złóż geotermalnych w tej okolicy. Jeden z przywódców maoryskiego plemienia Te Arawa – Ngatoroirangi, przybył w te okolice, żeby zająć je dla swojego szczepu. Aby to uczynić, musiał zdobyć szczyt góry Tongariro. Będąc na samej górze, Ngatoroirangi niemal umarł z zimna. Modlił się więc do swojej siostry, by przysłała pomoc. W odpowiedzi, na pomoc przywódcy, zostały wysłane demony ognia, żeby go ogrzać i uzdrowić. Demony podążały od oceanu, przez Rotorua i Taupo aż do góry Tongariro, a cała trasa ich wędrówki była ogrzewana ich ciepłem i tworzyły się złoża geotermalne, z których do dziś mieszkańcy Nowej Zelandii i turyści korzystają.
Mimo niedogodności zapachowych od razu się w tej okolicy zakochaliśmy i już pierwszego dnia ruszyliśmy na rekonesans. Na początek zrobiliśmy sobie długi spacer po mieście, poznając jego uroki i najciekawsze miejsca. Trzeba wspomnieć, że Rotorua jest jak na Nową Zelandię miastem dość sporym, ponieważ liczy ponad 70 000 mieszkańców (z czego 35% stanowią Maorysi). Klimat ma mocno prowincjonalny – niska zabudowa i śliczne jak z obrazka domki jednorodzinne – ale bardzo przyjazny i dający się lubić.
Ponieważ dzień jak na zimę był przepiękny i dość ciepły przemierzaliśmy okolicę kilka godzin. Pierwsze kroki skierowaliśmy nad jezioro Rotorua. Jest to drugie pod względem wielkości jezioro na północnej wyspie Nowej Zelandii. Miasto zlokalizowane jest po południowej stronie jeziora. Na nabrzeżu mnóstwo jest biur oferujących wszelkiego rodzaju „wodne atrakcje turystyczne” – różne rodzaje rejsów po jeziorze, łowienie ryb, lot nad jeziorami samolotem z płozami, który ląduje na wodzie i wiele, wiele innych.
My nie daliśmy się skusić komercji i wybraliśmy spacer bulwarem nad jeziorem i obserwację życia czarnych łabędzi i mew, których w tej okolicy jest bardzo dużo a ich zachowania są fascynujące 🙂

Jezioro Rotorua

Kolejnym naszym celem były park i ogród botaniczny Goverment Garden. Główna brama do parku jest ozdobiona wspaniałymi rzeźbami – prezentem od ludności maoryskiej, przekazanym miastu w 1907 roku.

Maoryski płot

Maoryskie rzeżby

Rozległy park w angielskim stylu zachwycił nas swoim urokiem, wspaniałą roślinnością i glebą na każdym kroku parującą od złóż termalnych znajdujących się tuż pod powierzchnią.

Goverment Garden

Siarka z ziemi...

W samym sercu parku znajduje się imponujący budynek mieszczący lokalne muzeum.

Muzeum Rotorua

Znajdujące się w muzeum zbiory dokumentują historię miasta i regionu oraz zawierają zbiory sztuki maoryskiej.
Dalsza wędrówka ulicami miasta zaprowadziła nas do kolejnego parku – Kuirau Park, niemal w całości spowitego oparami siarki.

Park Kuirau

Byliśmy pod ogromnym wrażeniem dosłownie gotującej się wody w tryskających na każdym kroku pod stopami źródłach. Oczywiście nie obeszło się bez empirycznego sprawdzania „czy naprawdę jest gorąca?” i jedna ręka została oparzona 🙂

Gorące wody...

Park pełen jest naturalnych basenów geotermalnych z gorącą wodą oraz basenów z gorącym błotem, które podobno ma zbawienny wpływ dla zdrowia i urody. Dawniej dobra te były wykorzystywane przez mieszkańców miasta bez ograniczeń, a historyczne notatki informują, że niemal codziennie tłumy dzieci wracających ze szkoły i dorosłych po pracy szły przez park po to, by choć na chwilę zanurzyć ciało w wodzie lub błotku.

Gorące błota...

Teraz niestety wszystkie te baseny są ogrodzone płotkami i nie wolno już korzystać z ich zdrowotnych właściwości ale dla amatorów naturalnych spa w samej Rotorua i naokoło jest niezliczona ilość ekskluzywnych salonów odnowy biologicznej oferujących kąpiele geotermalne i błotne oraz cały wachlarz usług towarzyszących w typowo turystycznych cenach.
Jednak przy odrobinie dobrej woli i szczęścia w okolicy można znaleźć całkowicie naturalne, nieuczęszczane i absolutnie niekomercyjne gorące źródła 🙂 Mało tego: znaleźć można nawet gorące rzeki! Nam się to udało, ale o tym, w jednym z kolejnych wpisów.

Naszym zwyczajem na koniec bardzo prosimy o udzielenie pomocy dla niedożywionych dzieci z Polski przez kliknięcie w brzuszek Pajacyka. Z góry dziękujemy!

3 komentarze to “Rotorua, miasto na złożach siarki”

  1. Ewa Says:

    no, ale cuda, czekamy na relację z gorących kąpieli! 🙂

  2. Basia Says:

    ale super, chętnie bym się popluskała w takim błotku i przypomniała sobie beztroskie dzieciństwo 🙂

  3. Franka Says:

    Wy to się macie z tą siarką 😉 Najpierw wulkany na Javie, potem w górach Nowej Zelandii a teraz jakieś bulgoczące od siarki błota. Tylko pozazdrościć. To na pewno (poza zapachami) niesamowite doświadczenia. Pozdrowienia z letniej Polski 🙂

Leave a Reply