Brisbane – weekend w najpiękniejszym mieście wybrzeża Australii

To był najbardziej spokojny i najbardziej relaksujący czas w naszej dotychczasowej podróży po Australii. Dzięki couchsurfingowi zamieszkaliśmy u Jona i jego dwóch kolegów w pięknej willi w dzielnicy Windsor, czyli kilka stacji metra od centrum Brisbane.
Mieszkanie należało do najnowocześniejszych i najbardziej sprytnie przemyślanych z wszystkich, które do tej pory widzieliśmy. Każdy detal miał swoje znaczenie i był starannie wkomponowany w prostą, nowoczesną architekturę i wykończenie domu. Chłopaki wynajmują je wspólnie więc mają niższe koszty utrzymania a zarazem mogą oddawać się swoim ulubionym zajęciom, np. oglądaniu Rugby Union (która obok AFL i krykieta jest chyba najpopularniejszym sportem w Australii) czy wypadom za miasto na trekkingi i wspinaczki.

Domki w Brisbane

A więc kolejny raz mogliśmy naocznie przekonać się jak wygląda model pracy i wypoczynku wśród Australijczyków. Nikt tutaj nie „urywa sobie rąk” przepracowując się a potem będąc zmęczonym pozostaje już tylko sen i po pobudce powrót do pracy. Tutaj życie jest równie uporządkowane jak to co obserwowaliśmy w konstrukcji mieszkania czy na ulicach. Wyważenie pomiędzy czasem na pracę a czasem na swoje życie (hobby, rodzina itd.) jest godne pozazdroszczenia. Już wcześniej zauważyliśmy jak się pracuje w różnego rodzaju instytucjach i zakładach, a rozmowy z chłopakami, którzy pracują w różnych firmach oraz obserwacja ich życia tylko to potwierdziły. Krótko mówiąc widać tu wreszcie, że pracuje się po to, żeby żyć, a nie: „żyje, żeby pracować”. Brawo! Niech żyje normalność. Za to naprawdę można pokochać ten kontynent 🙂

Chłopaki na luzie

Samo Brisbane jest przepiękną aglomeracją i pierwsze wrażenia jakie odnieśliśmy po wjeździe do miasta potwierdziły się w 200 procentach. Miasto przejrzyste, czyste i różnorodne architektonicznie, że dech zapiera w piersiach. W dodatku pełno w nim ogrodów, zieleni i placów na których można odpoczywać i „ładować wewnętrzne akumulatory” organizmu. Obserwowaliśmy jak dba się tutaj o czystość i zieleń z niekłamanym podziwem. Służby miejskie pilnują, żeby nie leżały żadne papierki i odklejają z chodników gumy do żucia. Każdy skrawek zieleni jest starannie zraszany wodą. Efekty przechodzą wszelkie oczekiwania. Po prostu wzorcową czystość i nienaganność daje się odczuć niemal wszędzie.

Brisbane 1

Jednak to co najbardziej niesamowite w Brisbane to kontrastowe połączenia starannie utrzymanej, zabytkowej architektury z nowoczesnością. Pośród modernistycznych konstrukcji biurowców i wieżowców wkomponowane są kościoły i kamienice, których koloryt i dostojność ani na trochę nie kłóci się z otoczeniem a wręcz przeciwnie nadaje mu niepowtarzalnego i magicznego charakteru. Jest w tym zapewne ogromna zasługa architektów, ale widoczna dbałość o zabytki i ich ciągłe renowacje z pewnością uwydatniają ten efekt i pozwalają na taki mariaż.

Brisbane 2

Brisbane 3

Brisbane 4

Weekend spędziliśmy więc na zwiedzaniu różnych części Brisbane. I chociaż niektóre reprezentacyjne miejsca tego miasta były akurat z różnych względów zamknięte (na ogół ze względu na kolejne prace renowacyjne lub rearanżacje) to jednak trzeba przyznać, że jest co tutaj oglądać i jest gdzie spędzać czas. Do miejsc, które są obecnie zamknięte dla zwiedzających należy m.in. City Hall – ogromny budynek będący sercem tzw. CBD (Central Business District). Mimo tego plac przed City Hall tętni życiem. Wieczorami odbywają się tutaj koncerty jazzowe w licznych kafejkach, a w ciągu dnia pojawiają się całe rodziny i bawiąca się młodzież.

City Hall

Przez środek miasta przepływa rzeka Brisbane dzieląc centrum na dwie połowy: biznesowo-rozrywkową i drugą – artystyczną. Tak więc po przedostaniu się na drugi brzeg rzeki jednym z kilku pięknych mostów można stać się gościem wielu galerii sztuki, wśród których przoduje sztuka Modern Art. Oczywiście są tu również teatry, muzea i różnego rodzaju wystawy. Jak w całej Australii, również tutaj (a może nawet szczególnie tutaj) informacja turystyczna oraz kalendarz różnego rodzaju wydarzeń kulturalno-artystycznych jest dobrze dostępny i w wielu miejscach można zaczerpnąć informacje o tym co warto zobaczyć. Bez wątpienia Brisbane ma w sobie coś czarodziejskiego i w tym mieście można się szybko zakochać.
Korzystając z transportu rzecznego zakupiliśmy sobie rejs do końca trasy szybkich łodzi odrzutowych tzw. CityCat. wraz z powrotem.

CityCat

Za cenę transportu publicznego można w ten sposób pooglądać miasto po obu stronach rzeki i przypatrzeć się zabudowie tego miasta i bogatym dzielnicom posiadaczy jachtów i łodzi cumujących na rzece wprost pod willami ich właścicieli. Widać też, że na rzece mnóstwo mniejszych jachtów w których mieszkańcy uprawiają sport relaksując się po godzinach pracy.

Brisbane z rzeki

Mimo tej urbanizacji i nowoczesności w mieście nadal widać dziką przyrodę. I to jest chyba najpiękniejsza strona Australii i jej miast. Na chodnikach niemal w centrum można spotkać dzikie zwierzęta i ptaki, np. spacerujące sobie chodnikiem ibisy. W parkach, których jest tutaj całe mnóstwo można natknąć się na wielkie iguany, które mierzą wzrokiem przechodniów 😉

Iguana w Brisbane

W ogóle parki stanowią tutaj dużą część powierzchni centrum i najbardziej niesamowite jest to, że w zasadzie pieszo można przedostawać się z różnych miejsc ścisłego centrum do pięknych zaułków, pełnych dzikiej przyrody i miejsc do odpoczynku. Nawet obok budynków władz miasta znajduje się wielki park z ogrodem botanicznym. W czasie weekendu, który spędzaliśmy w tym mieście na wydzielonym fragmencie zbudowano scenę i przez cały weekend odbywały się różnego rodzaju koncerty i happeningi. Nieopodal tego miejsca można zaszyć się w pięknej zieleni i cieszyć oko przyrodą.

Park w centrum Brisbane

A propos przyrody jej dzikość mieliśmy również okazję doświadczyć na barbeque, na które zaprosił nas Jon ze swoim przyjacielem. Cały sobotni wieczór przesiedzieliśmy przy piwku i przepysznych drinkach serwowanych przez Jona u jego przyjaciół. W dziewięcioosobowym gronie znajomych Jona mogliśmy też zjeść dobrego grilla i porozmawiać o życiu w Brisbane. W tym czasie na płocie małego ogródka w którym zasiadaliśmy kilkakrotnie pojawiał się possum – australijskie zwierzę przypominające dużego, dzikiego kota z chytrym wyrazem pyska, zwinnie poruszające się po szczycie płotu. To absolutnie dzikie zwierzę mogące w akcie obrony atakować również ludzi. Tym bardziej byliśmy pod wrażeniem mogąc je kilkakrotnie obserwować na wolności tuż obok nas nadal przebywając przecież w dużym mieście! 🙂

Possum

Wdzięczni za wszystko, czego doświadczyliśmy u Jona odwdzięczyliśmy się jemu i jego współmieszkańcom dwom polskimi posiłkami, które przyrządziliśmy po dokonaniu zakupów w miejscowych sklepach. I trzeba przyznać, że w Australii mimo gorącego klimatu w tej części kontynentu można zakupić wszystkie produkty znane i lubiane w Europie (pomijamy fakt, że oprócz tego asortymentu można tu kupić również lokalnie hodowane tropikalne warzywa i owoce, więc portfolio produktów jest tutaj imponujące). Dzięki temu oprócz typowo polskiej jajecznicy na boczku mogliśmy przyrządzić również pyszne polskie gołąbki 🙂 Zresztą sami nie mogliśmy się już doczekać jakiegoś rodzimego jedzenia i stęsknieni z chęcią oddaliśmy się pracy w kuchni by móc cieszyć się polskim daniem razem z naszymi nowymi australijskimi przyjaciółmi. Danie udało się wzorcowo, a nasi znajomi zanotowali egzotyczną nazwę „golabki” by móc do tej potrawy kiedyś wrócić własnym sumptem.

Gołąbki!

Chłopaki zresztą kochają kuchnię i z chęcią oddają się kulinarnym szaleństwom co mogliśmy zaobserwować podczas naszego pobytu. Nikt nie szedł tutaj „na łatwiznę” kupując gotowe produkty do podgrzania, rozpuszczenia itd. Nawet proste dania były pieczołowicie przygotowywane z należnym im pietyzmem. Np. do śniadaniowych naleśników podawane były jogurtowe lody waniliowe wraz z przyrządzonymi na ciepło ze świeżych owoców dżemami. Mniam!
Brisbane wspominamy więc jak najlepiej i gdybyśmy mieli wybierać miejsce do życia to zgodnie oświadczyliśmy, że to miejsce należy na naszej liście do ściśle pożądanych 🙂
Po tak spędzonym czasie teraz udajemy się zobaczyć prawdziwą dziką i nieokiełznaną Australię. Pożyczonym samochodem udajemy się bowiem teraz na tygodniową wyprawę w najtrudniejszy do pokonania odcinek z Brisbane do Alice Springs przez środkowo-północną część kontynentu. Do pokonania będziemy mieli ponad 3200 km…

Niech nasza miłość do podróży i odległych krajów będzie też miała swój wydźwięk w pomocy udzielanej naszym krajanom. Dlatego na koniec bardzo prosimy o kliknięcie w brzuszek Pajacyka aby zapewnić w ten sposób posiłek niedożywionym dzieciom z Polski.

Kilka porad praktycznych:
Transport: W Brisbane najlepiej podróżować metrem, które ma bardzo skomplikowaną siatkę połączeń, ale wszystko jest bardzo precyzyjnie opisane i koordynowane. Poruszać się w ten sposób bardzo łatwo, a bilety na przejazd można kupować na każdej stacji w automatach przyjmujących banknoty i monety (uwaga: wydają tylko monety!). Cena biletu wynosi od 3 do 5 AUD.
Warto też korzystać z odrzutowych łodzi kursujących po rzece Brisbane. Kursy kosztują w podobnej cenie do metra a przystanki zorganizowane są z obu stron rzeki niemal na przemian. Kurs wycieczkowy z centrum do końca linii i z powrotem kosztuje 5,90 AUD

12 komentarzy to “Brisbane – weekend w najpiękniejszym mieście wybrzeża Australii”

  1. Adam Says:

    Hej, hej 🙂
    Kurcze miałem jakieś inne wyobrażenia o Australii, takie bardziej Amerykańskie. Dzięki Wam znowu jestem zaskoczony i znowu mi się strasznie podoba 🙂

    Pozdrawiam
    Adam

  2. Alicja Says:

    A jak się Wam tam chodzi do góry do góry nogami? :))

  3. admin Says:

    Adam. miasta wybrzeża są przepiękne, z wysoką cywilizacją i uporządkowaniem, ale to co się dzieje w centralnej Australii to kompletna dzicz jak na dzikim zachodzie w początkach XIX wieku! Ale o tym będą kolejne wpisy więc nie uprzedzamy faktów 😉 Pozdrawiamy!

  4. admin Says:

    Ala. Chodzi się genialnie! Zakochaliśmy się w chodzeniu do góry nogami maksymalnie (czyt. w Australii). Z pozdrowieniami z gorącego serca kontynentu.

  5. Basia Says:

    Hej! zdjęcia z architekturą wyglądają trochę jak muzeum miniatur znanych budynków – wszystko obok wszystkiego 🙂
    Pozdrawiam

  6. magda Says:

    Nie IFL tylko AFL 🙂
    A przy okazji życzę super zabawy w Australii. Gdzie uderzacie po OZ? NZ?

  7. magda Says:

    I jeszcze jedno pytanie – kiedy relacja z mojego ukochanego Sydney?

  8. Jason Says:

    awesome! we miss traveling so much.

  9. admin Says:

    Hej Magda, dziękujemy za słuszną uwagę co do literówki. Już poprawione. Australia jest extra. Jesteśmy zachwyceni. Relacja z Sydney już niedługo bo właśnie jesteśmy w drodze do tego miasta 🙂 Poprzednio ominęliśmy je obwodnicą jako, że planowaliśmy tu przyjechać ponownie. Po Sydney oczywiście NZ 🙂 Pozdrawiamy!

  10. admin Says:

    Jason, how are you? We are going to send an e-mail to you. Regards!

  11. mark Says:

    hej 😉
    w jakiej dzielnicy SA takie cudne domki? 😉
    no i strasznie jestem ciekawy ile kosztuje wynajem takiego mieszkanka… z 2000$ ?

    Pozdrawiam serdecznie 😉

  12. admin Says:

    Witamy Mark w gronie czytelników! Takie domki nasi znajomi wynajmują w Brisbane w dzielnicy Windsor (a dokładnie pomiędzy Windsor a Eildon Hill). Nie pytaliśmy ile płacą za ten luksus, ale wydaje się, że 2000 AUD brzmi bardzo prawdopodobnie 🙂 Pozdrawiamy i zachęcamy do śledzenia i komentowania dalszych wpisów.

Leave a Reply