Błękitna laguna – wyspy Koh Khteah i Koh Russei
Przebywając w Kambodży postanowiliśmy udać się na wyspy znajdujące się na Zatoce Tajlandzkiej, do których można udać się łodzią z Sihanoukville.
W zasadzie na plaży Serendipity oraz Victory jest sporo łodzi, które wypływają właśnie do tych wysp, a potem wieczorem wracają na wybrzeże. Takie łodzie mają ekwipunek do snorkelingu czyli nurkowania tuż pod powierzchnią wody w masce i rurce i na ogół „powożone” są przez małoletnich chłopaków 🙂
Nie wiedzieliśmy za bardzo czego się po tych wyspach spodziewać, bo przeczytaliśmy o tych wyspach, że są to tzw. bamboo islands z lasami tropikalnymi, rajskimi plażami, błękitną wodą otaczającą wyspy i pięknymi rafami koralowymi. Zazwyczaj rzeczywistość okazuje się jednak bardziej szara niż opisują to przewodniki. Tym razem to co zobaczyliśmy i doświadczyliśmy przeszło wszelkie nasze oczekiwania! Jeżeli ktoś szuka kawałka raju na ziemi to śmiało może udać się na którąś z wysp otaczających Sihanoukville. To jak piękna jest tutaj przyroda i jakie wspaniałości kryje krystalicznie czysta woda zaskoczyło nas kompletnie. Szczerze mówiąc myśleliśmy, że takie wspaniałe plaże, białe i żółte piaski na których leżą kokosy i woda o kolorach jakich się nam nie śniło to tylko wymysł reżyserów takich filmów jak „Błękitna laguna” czy tym podobnych. Tymczasem właśnie tak wyglądają wybrzeża tych wysp. Koh Russei nawet ma bambusowe bungalowy w których można się zatrzymać na wymarzone noclegi przy rajskiej plaży z dala od cywilizacji (nie ma tam elektryczności więc pełna egzotyka).
Do wysp wypłynęliśmy rano i szczerze mówiąc byliśmy pełni obaw jako, że ocean tego dnia był wyjątkowo wzburzony, a drewniane łódki miotały się na jego falach jak papierowe stateczki. Po przebrnięciu w wodzie paru metrów do łódki siedliśmy na mokrych od fal drewnianych ławkach w składzie siedmioosobowym ruszyliśmy w kierunku Koh Khteah. Łódź podskakując na falach raz po raz zapewniała sporo wrażeń, a woda ochlapywała regularnie pasażerów. Dobrze, że od razu ubrani byliśmy w stroje kąpielowe więc wystarczyło pozbyć się ubrań i poddać się tym prysznicom 😉 Raz po raz przecieraliśmy tylko okulary słoneczne, żeby widzieć otoczenie.
Gdy dobrnęliśmy do Koh Khteah powiedziano nam, że tutaj będziemy oglądać rafy. Byliśmy nieco zaskoczeni, ponieważ pod piękną błękitno-turkusową wodą widzieliśmy jakieś piaskowe kolory skał. Jak się okazało nie były to żadne skały tylko najprawdziwsze piękne rafy koralowe kryjące niesamowite morskie stworzenia, cudowne koralowce, ukwiały, jeżowce, falujące rośliny, oddychające kamienie itd. A wśród tych kolorowych cudowności piękne ryby najrozmaitszych gatunków. Te rafy rozpoczynały się zapewne na głębokości kilku czy kilkunastu metrów, ale nadbudowywały się różnymi wspaniałościami do tego stopnia, że niektóre z nich znajdowały się niemal tuż pod powierzchnią wody. Pływając w masce z rurką można było poddać się „wielkiemu błękitowi” i poczuć się jak część tego niewiarygodnego podwodnego świata. Woda niemal sama unosiła nasze ciała a pod nami roztaczały się niesamowite widoki przepięknej przyrody. Ryby podpływały przyglądać się nam z równie wielką ciekawością jak my im. Staliśmy się częścią tego pięknego świata. Do tej pory wydawało nam się, że podwodne filmy oglądane gdzieś na „Discovery Chanel” czy „National Geographic” to jakieś nieosiągalne światy dostępne tylko dla wyposażonych w specjalny ekwipunek nurków na dodatek filmowane miejsca muszą być gdzieś w jakiejś kompletnej dziczy niedostępnej dla przeciętnego człowieka. Tymczasem zaledwie kilka kilometrów do wybrzeża Kambodży na głębokości pozwalającej pływać bez żadnego sprzętu jedynie z rurką roztaczały się światy jakie do tej pory widzieliśmy tylko na filmach przyrodniczych. Na dodatek czystość wody pozwalała oglądać te rafy w zasadzie aż do samego dna!
Po tych niesamowitych wrażeniach popłynęliśmy na Koh Russei, która zauroczyła nas równie bardzo jak rafy koralowe przy Koh Khteah. Wyspa przywitała nas żółtym piaseczkiem pod smukłymi palmami i cudownie błękitnym wybrzeżem. Do tego kilkadziesiąt metrów od brzegu rozpoczynała się dżungla, którą można było przebrnąć na drugi brzeg wyspy. A tam kolejna wspaniała plaża i krystalicznie czysta woda.
Jeśli można gdzieś na świecie mówić o pięknych tropikalnych, pełnych uroku wyspach z dala od cywilizacji to z pewnością można tak opisywać te cudowne wyspy wybrzeża Kambodży. Byliśmy tak pozytywnie zaskoczeni, że zapisaliśmy sobie te miejsca jako te do których chcielibyśmy jeszcze powrócić. Na wyspie Koh Russei oprócz leżenia na piaskach i kąpieli w cudownej wodzie spożyliśmy też posiłek z pieczonej barakudy (swoją drogą grillowania barakuda jest absolutnym hitem kulinarnym wizyty w Kambodży – ryba jest przepyszna, na dodatek praktycznie nie zawiera ości – palce lizać!) a potem jedliśmy ananasy i banany. Lepszego zakończenia wizyty na wyspie nie można sobie było wyobrazić 🙂
W drodze powrotnej zawitaliśmy na jeszcze jednej małej wyspie, która jak się okazało była otoczona przecudną rafą koralową, która wywołała w nas jeszcze większe wrażenie niż rafa przy Koh Khteah. Niezliczoność kształtów i ryb, które można tam było obserwować zapewniła nam przeżycia o których będziemy jeszcze długo pamiętać.
Żeby nie było tylko tak „cukierkowo” to śpieszymy też dodać, że uprawiając snorkeling w takich miejscach jak te cudowne rafy należy też zachować ostrożność. Niektóre z nich znajdują się tak blisko powierzchni wody, że można się po prostu o nie zaczepić, albo uderzyć nogą lub ręką. Tak też się stało podczas naszego pływania, kiedy to Misiek uderzył nogą o ostre koralowce. Ale drobne rany cięte w niczym nie obniżyły wrażeń jakie doświadcza się po tak cudownym przeżyciu jakim jest oglądanie z bliska rafy koralowej i toczącego się przy niej życia. Innym problemem na który można się natknąć są najeżone długimi kolcami jeżowce. Należy uważać, żeby się na któryś nie „nadziać” bo wyciąganie takich kolców jest bardzo trudne i bolesne. Nam udało się tego uniknąć choć w pewnym momencie było blisko. Po szybkim „siadzie” na rafie spowodowanej jej naglą bliskością przy powierzchni wody okazało się, że miejsce siadu znajdowało się kilkanaście centymetrów od niczym nie przejmującego się jeżowca 🙂
Wizyta na wsypach otworzyła w naszej świadomości nowy rozdział. Cudowna przyroda znajdująca się w wodach oceanów wcale nie musi być niedostępna i nieuchwytna a do jej przeżywania wcale nie jest niezbędny jakiś skomplikowany sprzęt i umiejętności. Oczywiście na różnych głębokościach i w różnych miejscach przyroda ta różni się swoją istotą, ale to co zobaczyliśmy tym bardziej zachęciło nas do eksplorowania wód tam gdzie tylko będzie to możliwe a warunki będą sprzyjające.
grudzień 30th, 2009 at 23:58
To jest to, a jak będziecie mieli okazję ponurkować z akwalungiem to też warto, to naprawdę niezapomniane przeżycia. Ale macie koncówkę roku, mój Boże, ale Wam zazdroszczę!! To rzeczywiście raj i błękitna laguna! A u nas snieg i Rysiek w Tatrach, z deską i towarzystwem. Jutro Sylwester, więc życzymy Wam na Nowy rok jeszcze wielu takich zachwyceń a potem szczęśliwego powrotu do nas. Najcieplejsze pozdrowienia i jeszcze moc najlepszych życzeń.
grudzień 31st, 2009 at 05:17
Dziękujemy bardzo serdecznie! My też Was pozdrawiamy i życzymy samych pięknych dni w Nowym Roku! No i do zobaczenia oczywiście 🙂
styczeń 2nd, 2010 at 00:10
Szczęśliwego Nowego Roku – równie szcześliwego jak ten, który przeszedł!
styczeń 7th, 2010 at 14:02
cześć żuczki!! ja ciągle muszę nadrabiać Wasze wpisy, bo z racji wyjazdów noworocznych oraz zaczynającej się sesji egzaminacyjnej (tak, tak, niektórzy już pewnie zapomnieli co to słowo oznacza) b. rzadko korzystam z mojego super hiper powolnego komputera. ale ale – chciałam się pochwalić, że też miałam okazję ostatnio widzieć dziwne morskie stwory. a mianowicie miało to miejsce w niemiecki oceanarium w mieście stralsund. mają tam co prawda tylko różne miśki z bałtyku, ale i tak zdecydowanie dają radę :). oczywiście jesteście na o wiele fajniejszej wycieczce niż 100 km od granicy polsko-niemieckiej, ale moja też się liczy 🙂
pozdrawiam serdecznie i wszystkiego najlepszego w nowym roku, a najlepiej, gdyby Wasza wyprawa się jeszcze trochę przedłużyła, bo w sumie chyba byłoby mi żal wracać z rajskiej plaży…