… szczepienia czas zacząć
wtorek, marzec 3rd, 2009Przygotowania do wyjazdu nabierają coraz większego rozpędu. Niby do lipca jeszcze daleko, ale już trzeba działać. Jedną z ważniejszych spraw o które musimy zadbać z odpowiednim wyprzedzeniem jest przyjęcie wszystkich koniecznych szczepień. Wiadomo, że podróże do dalekich krajów wiążą się z przebywaniem w strefach podwyższonego ryzyka, jeśli chodzi o najróżniejsze choroby.
Po wnikliwym przeanalizowaniu tabeli szczepień obowiązkowych i zalecanych oraz po konsultacjach z lekarzem w Sanepidzie wiemy, że musimy się zaszczepić przeciwko: WZW A i B, błonicy, tężcowi i polio, durowi brzusznemu i żółtej gorączce (czyli niemal wszystkie dostępne w Polsce szczepienia!).
No i pierwszy krok bohaterstwa mamy już za sobą! (tzn. ja mam , bo M. nie brał udziału w pierwszej turze szczepionek, bo ma jeszcze aktualne z jakichś poprzednich wojaży). W poniedziałek o świcie, żeby zdążyć przed pracą, pojechałam do Sanepidu (z duszą na ramieniu szczerze mówiąc bo w nocy śniło mi się że umarłam w wyniku powikłań po szczepieniu). Byłam pierwsza w kolejce – wszystkie formalności, założenie karty, wskazanie koniecznych szczepień na podstawie listy krajów w których będę, odpowiednia opłata i po kilku minutach siedziałam przed bardzo miłą panią doktor która otwierając szeroko oczy ze zdumienia pytała: „Ale jak to możliwe jechać na tak długo? I w tyle miejsc? To w zasadzie trzeba się na wszystko zaszczepić! No ale i tak plan wygląda imponująco!”. Później chwila moment i już miałam oba ramiona pokłute oraz byłam dumną posiadaczką międzynarodowej żółtej książeczki szczepień a pierwsze wpisy w niej głosiły, że zostałam zaszczepiona przeciwko Polio (szczepionka Imovax Polio) oraz szczepionką Twinrix przeciwko WZW typu A i B.
Same zastrzyki nawet nie za bardzo bolały. To znaczy nie bolały w chwili przyjmowania. Później też w zasadzie było w miarę ok., choć trochę się czułam nieswojo, ale apogeum bólu przypadło na środę! Jak bomba z opóźnionym zapłonem :). Od samego rana bolały mnie ręce, nie mogłam podnieść nic ciężkiego, drętwiały przy pisaniu na klawiaturze, no po prostu jakiś koszmar! Ale na szczęście dziś jest już ok. i mam nadzieję, że kolejne dawki WZW i pozostałe szczepionki będę znosić łatwiej (przede wszystkim nie sama, bo już M. będzie chodził ze mną i tez będzie dostawał zastrzyki).
Następna porcja za 5 tygodni – przypomnienie już wpisane w kalendarz!
Trzeba będzie jeszcze pójść do lekarza od chorób tropikalnych żeby ustalić jak się chronić przed malarią i w zasadzie zagadnienia medyczne będziemy mieli załatwione.
Kurcze, niech ten czas mija jakoś szybciej trochę, no! Już się nie mogę doczekać!