Archive for the ‘Rosja’ Category

Lenin wiecznie żywy i inne atrakcje :-)

piątek, lipiec 24th, 2009

 

Pierwszego dnia w Moskwie, podczas spaceru wieczornego obadaliśmy, że „godziny urzędowania” Lenina w Mauzoleum to 9.00 – 13.00. Trzeba było więc dobrze tę wizytę zaplanować bo wiązała się ona z wcześniejszą pobudką rano. Wczoraj nastawiliśmy się na wstanie dziś o 8.00, żeby wszystko zdążyć i… na planach się skończyło, bo obudziliśmy się o 10.30. Na szczęście nie tracąc zapału zdecydowaliśmy, że jedziemy na Plac Czerwony i będziemy próbowali zdążyć. No i jak się okazuje grunt to pozytywne myślenie – oczywiście wszystko się udało a do tego byliśmy o 2,5 godziny bardziej wyspani!

Po dotarciu na Plac Czerwony w pierwszej chwili przeraziła nas gigantyczna kolejka i nawet byliśmy skłonni zapłacić jakiejś lokalnej przewodniczce żeby nas przeprowadziła do środka bez kolejki, ale zanim się zdecydowaliśmy, to przewodniczka zniknęła. I znów, jak się okazało, nie ma tego złego, ponieważ kolejka posuwała się bardzo sprawnie. Zresztą przyznać trzeba, że zwiedzanie zorganizowane jest świetnie. W kolejce staliśmy ok. 20 minut, później oddanie całej elektroniki do depozytu (oczywiście za „ochronę” sprzętu zostawić też trzeba kilkadziesiąt rubli J), następnie przejście przez bramki, pokonanie alei pomników „zasłużonych” i już staliśmy twarzą w twarz z Włodzimierzem Iliczem Leninem! Wygląda nieźle jak na tyle lat w tym lodowatym Mauzoleum ale i tak uważamy, że to jakaś mistyfikacja i nie jest to oryginał 😉 W sumie wygląda tak świeżo i zgrabnie (włoski wygolone, broda przystrzyżona, garnitur nienagannie ułożony), że jesteśmy przekonani, że któregoś dnia zejdzie ze swojego piedestału, otrzepie się i poprosi o szklaneczkę wódki i odkurzenie mu jakiegoś biurka na Kremlu, żeby mógł przegonić te MacDonalds’y i inne imperialistyczne badziewia J

Będąc na fali oglądania obowiązkowych atrakcji Moskwy, w następnej kolejności zwiedziliśmy Katedrę Świętego Bazyla – na pewno każdy ją kojarzy, bo występuje na większości zdjęć z Moskwy – bajecznie kolorowy budynek z niezliczoną ilością kolumn i wieżyczek, przypominający tort (dla przypomnienia zdjęcie zamieszczamy poniżej).

 

Bazylika Sw. Bazylego

 

W środku przepych, złoto i piękne ikony. Wszystko sprawiało wrażenie niesamowitego bogactwa i „rozmachu” J ale naprawdę niesamowite bogactwo sakralne zobaczyliśmy w następnym punkcie naszej wycieczki czyli w Cerkwi Chrystusa Zbawiciela która jest największą cerkwią prawosławną na świecie i może poszczycić się bardzo ciekawą historią (dociekliwych zachęcamy do poszukiwań chociażby w Wikipedii ;-)). Tam złoto aż kipi ale zdecydowanie warto to zobaczyć! Sami spójrzcie:

 

Chrystusa Zbawiciela

 

Aha, ważna uwaga – panowie nie są wpuszczani w szortach – obowiązkowo muszą mieć długie spodnie.

Po takiej dawce architektury sakralnej zdecydowaliśmy, że ostatnim punktem dzisiejszego zwiedzania będzie dla odmiany Galeria Trietiakowska którą Misiek nazwał „Luwrem Moskwy”. Zebrane tam dzieła robią ogromne wrażenie a powierzchnia wystawowa wydaje się nie mieć końca. Kolejne miejsce które koniecznie trzeba odwiedzić będąc w Moskwie!

Oczywiście cały dzień poruszaliśmy się w większości pieszo, więc dodatkowo obserwowaliśmy życie codzienne tego miasta. Po raz kolejny próbowaliśmy lokalnych specjałów kulinarnych (dziś były to bliny i pirogi – jedzone na ławce w parku) obowiązkowo popijając to kwasem J

Moskwa bardzo nam się podoba. Jest miastem pełnym sprzeczności i rozmachu ale ma swój niepodważalny urok. O skali rozmachu świadczy nie tylko to kipiące złoto na dachach cerkwi (BTW: na deptaku znaleźliśmy nawet „supermarket ze złotem” czyli koszyczek w rękę i jazda po sklepie z samym szlachetnym kruszcem na półeczkach ;-)) i ogrom budynków oraz cechy o których mowa była w poprzednim blogu, ale też liczba maybachów, lamborghini czy innych ekstremalnie luksusowych samochodów, których w Polsce znajduje się kilka a tutaj kilka można zobaczyć w ciągu paru minut J Całodniowe spacery po bardziej i mniej znanych miejscach Moskwy pokazały nam, że jest piękna i warto ją bliżej poznać.

 

Widok na Kreml

 

Pewnie jeszcze kiedyś tu wrócimy.

Ale póki co musimy się pakować, bo dziś wyruszamy w dalszą drogę – o 14-ej wsiadamy do pociągu Kolei Transsyberyjskiej, którym ponad 2 dni będziemy jechać do Nowosybirska. I już zaczyna się kolejny rozdział tej przygody J O wrażeniach będziemy pisać na bieżąco.

Stolica Rosji u stóp po raz pierwszy ;-)

środa, lipiec 22nd, 2009

 

No to pierwsze dni drugiego rozdziału tej historii mamy za sobą. Wszystko poszło zgodnie z planem, a nawet lepiej 😉
Pociąg do Moskwy przyjechał na czas a wagony okazały się być „Made in Russia” więc od początku stanowiło to nie lada atrakcję.

Pociąg do MoskwyWbrew powszechnym opiniom o jakości tych wagonów okazało się, że są całkiem znośne (z małymi wyjątkami oczywiście w stylu: brak gniazdek sieciowych, brak zaczepu jednego łóżka itp.). Klasa druga a więc trzy łóżka w przedziale oznaczała, że do przedziału zapewne dosiądzie się dodatkowy pasażer. Mieliśmy skromną nadzieję, że nikt już się nie dosiądzie, ale na trzeciej stacji do przedziału z ogromnymi torbami wkroczył Rosjanin.
Sielanki polegającej na okupowaniu wszystkich siedzeń, wykładaniu nóg na stoliku itp. koniec. Trzeba było się ścieśnić by dodatkowy pasażer miał gdzie usiąść. Początkowe obawy szybko poszły precz bo „nowy” okazał się bardzo sympatycznym Ormianinem z obywatelstwem rosyjskim, pracującym w Polsce więc można było z nim prowadzić konwersacje w języku polskim i co nieco dowiedzieć się o tym jak „robi się biznes” sprowadzając meble z Chin, samochody z USA i mrożone przetwory spożywcze w Rosji. I to wszystko w biznesie trzyosobowym 🙂

Kamo

Kamo – bo tak miał na imię nasz nowy kolega – nawet miał ochotę zawieźć nas w Moskwie na dworzec na którym planowaliśmy zakupić bilety na dalszą podróż do Nowosybirska (a którego nazwy Kamo niestety nie pamiętał) ale miał niewiele czasu, dużo toreb, i niewielką orientację w mapie Moskwy 🙂 Poza tym musiał jechać dalej jakieś 1700 km na południe by dotrzeć do swojego rodzinnego miasta.
Tak więc sami zorganizowaliśmy sobie transport metrem do Jarosławskiego Wakzala gdzie nabyliśmy bilety na dalszą podróż. Oczywiście nie ma mowy by przy kasie można było używać języka innego niż rosyjski ani o płaceniu żadną kartą kredytową. Gotówka i język rosyjski to absolutny wymóg 🙂 Chciał nie chciał trzeba było poszukać bankomatu – ten odmówił posłuszeństwa a innych już nie było więc z pomocą przyszły dolary zamienione w okolicznych kioskach 🙂 Potem już szybka organizacja miejsca na nocleg by pozbyć się uciążliwych bagaży i odpocząć choć chwilę i Moskwa stawała się coraz bardziej swojska i piękna 🙂
Metro, którym szybko i niedrogo (25 rubli za przejazd) można się przemieszczać jest świetnie zorganizowane (jest kilkanaście linii przeplatających się w wielu miejscach) i w zasadzie załatwia każdy temat. Są trolejbusy, autobusy i tzw. marszrutki (małe busiki) więc wszędzie da się dojechać.
Już pierwszego dnie po zorganizowaniu się udaliśmy się w tourne po Moskwie i zaliczyliśmy centrum stolicy po drodze jedząc niezły posiłek i popijając lokalne piwko 🙂 Ciekawa sprawa, że lokalni pracownicy metra a nawet młode osoby pytane o to jak dojechać do Placu Czerwonego, który jest wizytówką stolicy nie potrafili udzielić jednoznacznej odpowiedzi! 😮 Sami daliśmy więc radę i odkryliśmy którędy i gdzie należy się przemieszczać 🙂 W razie czego służymy pomocą Moskwiczom i im powiemy jak mają dotrzeć do ważnych miejsc 🙂
Kolejnego dnia mieliśmy już więcej energii więc po dojechaniu do centrum miasta postanowiliśmy powrócić wspomnieniami do czytanki z książek do języka rosyjskiego z podstawówki „Ja szagaju pa Maskwie) i przejść całe centrum Moskwy pieszą wycieczką by bliżej poznać uroki tego miasta. Moskwa jest piękna. Bogactwo przeplata się z ubóstwem, ale wszystko ma ręce i nogi. Ulice w centrum mają czasem nawet po dziewięć pasów ruchu (sic!) w jedną stronę co przy warszawskich Jerozolimskich czy innych Marszałkowskich z których z trzech pasów jeden jest jeszcze wyłączony dla autobusów i taksówek budzi absolutny szacunek. Stacje metra to dzieła sztuki, każda inna i każda ma swój klimat (wprawdzie są mocno zaniedbane, ale i tak dają się lubić). Nie mówiąc już o „Pałacach Kultury”, których widzieliśmy tutaj kilka (cytując Siarę: „Mają k… rozmach! :-)).

Palac Kultury nr 1Pałac Kultury nr 1 😉

Palac Kultury nr 2Palac Kultury nr 2 😉

Palac Kultury nr 4

Palac Kultury nr 3 😉

Palac Kultury nr 4Palac Kultury nr 4 😉

W trakcie naszej pieszej wycieczki posmakowaliśmy sobie ulubionego napoju Rosjan jakim jest KBAC (kwas chlebowy) i żeby dobrze się wkomponować w otoczenie poleżeliśmy obowiązkowo na trawie w Aleksandrowskim Sadzie gdzie młodzież i dorośli tłumnie wylegują się w słońcu popijając piwko lub kwas. Przeszliśmy dziś co najmniej 10 km (mapka do wglądu na dole) i naprawdę było warto bo rozmach to dobre słowo by opisać te monumentalne budynki, piękne pomniki i ogromne przestrzenie, którymi może się pochwalić Moskwa.

Spacerek po MoskwieO tym, że wszystko tu musi być duże przekonaliśmy się widząc ludzi w parkach trzymających puszki piwa o pojemności co najmniej jednego litra, a także wstępując do klubu bilardowego gdzie znajdowało się multum stołów bilardowych, ale uwaga: do bilardu rosyjskiego, czyli o wiele większych niż normalne, z dużo większymi bilami. Stół do snookera był tylko jeden (właśnie my go zajęliśmy). No mają rozmach! 🙂
Jutro atakujemy Mauzoleum Lenina i inne atrakcje, które na razie podziwialiśmy od zewnątrz 😉

Moskiewskie impresje…

środa, lipiec 22nd, 2009

Galeria zdjęć z Moskwy.