Pingyao czyli obraz pięknych starych Chin

 

Pociąg z Pekinu do Pingyao mieliśmy o 20.00. Doświadczenie zdobyte podczas kupowania biletów pokazało, że musimy sobie dużo czasu rezerwować na pokonanie drogi od stacji metra do dworca, żeby spokojnie móc się przedzierać przez tłumy ludzi.

Jednak pół dnia mogliśmy spokojnie przeznaczyć na ciąg dalszy zwiedzania Pekinu. Zdecydowaliśmy się pójść do Świątyni Nieba (Temple of Heaven). Świątynia sama w sobie jest imponująca, a do tego położona w przepięknym parku. Jest to niewątpliwie jedna z większych atrakcji turystycznych Pekinu, więc na każdym kroku jest mnóstwo turystów. Byliśmy nawet świadkami prowadzonej przez naszych rodaków rozmowy dotyczącej Pekinu i miejsc które już odwiedzili. Zdaniem które nas poraziło było: „No ale ja to jestem bardzo rozczarowany Zakazanym Miastem. W sumie nic szczególnego”. Cóż, szkoda, że nie wszyscy ludzie potrafią docenić tak wyjątkowe zabytki. Nam się podobało i to bardzo! I Świątynia Nieba też nam się bardzo podobała!

To był ostatni punkt w naszym planie zwiedzania Pekinu. Już o 16.30 wyruszyliśmy z hostelu na dworzec, chcąc mieć odpowiedni zapas czasu na wypadek pojawienia się nieprzewidzianych okoliczności. Na szczęście droga minęła spokojnie i w niecałe półtorej godziny byliśmy przed dworcem. To, co się działo przy wejściu na dworzec to ciąg dalszy horroru, który zaczął się przy kupowaniu biletów. Szalone tłumy ludzi ciągnące we wszystkich kierunkach z bagażami, walizkami, workami i czym tylko się dało, z obłędem w oczach taranujące wszystko na swojej drodze. Udało nam się namierzyć tabliczkę z napisem „Entrance”, więc ustawiliśmy się w jednej z kilku kolejek prowadzących do budynku dworca. Okazało się, że samo wejście na dworzec jest już nie lada wyczynem. Jak już kolejka dopchała nas pod drzwi stanęliśmy przed panem, który PRZED wejściem do budynku dworca sprawdzał i kasował bilety. Następnym etapem była kontrola bagażu – security check, czyli skanowanie każdej sztuki bagażu. Po tych wszystkich etapach wstępnych stanęliśmy wreszcie na dworcu. Mimo, że był tak ogromny, jak się spodziewaliśmy (12 peronów, a jak się później okazało na każdym z peronów po 4 tory), to oznakowanie było bardzo czytelne. Dosyć szybko zorientowaliśmy się do której poczekalni mamy się udać (tu ważna uwaga – na każde 2 perony przypada jedna ogromna poczekalnia, więc od samego początku trzeba wiedzieć, z którego peronu odjeżdża nasz pociąg, bo tylko z tej poczekalni jest wyjście na dany peron). W poczekalni byliśmy około 1,5 godziny przed odjazdem pociągu. Bramka na peron była jeszcze zamknięta, ale przed bramką już stała spora i ciągle powiększająca się kolejka naszych współpasażerów. My wykończeni marszem z plecakami od metra padliśmy na pierwsze wolne krzesła i tam przeczekaliśmy czas do otwarcia wyjścia na peron. Po podstawieniu pociągu bramka jest otwierana i kolejny pan sprawdza i kasuje bilety. Później jeszcze tylko ostatnia kontrola biletów i zamiana ich na „karty pokładowe” (to nazwa naszego autorstwa) i już można szukać w wagonie swojego miejsca do leżenia. Udało się! Mamy nasze miejsca. Kupiliśmy najtańsze bilety na najwyższe kuszetki (w Rosji były po 2 – jedna nad drugą a tutaj aż po 3) i chwilę przed planową godziną pociąg odjechał ze stacji J

            Na dworcu w Pingyao, o 7.30 rano, zgodnie z wcześniejszą umową, czekały na nas dziewczyny z hostelu, w którym zarezerwowaliśmy nocleg.

Pingyao okazało się być wspaniałym, małym miasteczkiem z niesamowitym, typowo chińskim klimatem i architekturą. Zdecydowaną część miasta zajmuje bardzo rozległa starówka, która otoczona jest murami obronnymi i fosą, a w środku jakby czas się zatrzymał! Wąskie brukowane uliczki, niskie domki z szarej cegły z czerwonymi lampionami przy wejściach, przekrzykujący się handlarze zachwalający swoje produkty tworzyły magiczną atmosferę tego miejsca. Nasz hostel, znajdujący się właśnie w starej części Pingyao, idealnie wpisywał się w ten klimat. Mieszkać w takim miejscu to jak brać udział w jakimś chińskim filmie w rodzaju „Zawieście czerwone latarnie” 🙂

 

Hostel Pingyao 1

 

Hostel Pingyao 2

 

W Pingyao przez 2 dni odpoczywaliśmy po głośnym i pełnym zgiełku Pekinie. Tu życie płynie zupełnie inaczej – oczywiście urok tego miejsca też przyciąga sporo turystów, a mieszkańcy starają się wyciągnąć z tego jak najwięcej korzyści, ale my czuliśmy, że możemy tu złapać głębszy oddech po pekińskim maratonie J Cały pierwszy dzień leniwie włóczyliśmy się po Pingyao, chłonąc atmosferę tego miejsca i dzielnie opierając się handlarzom, którzy widząc nas, chcieli nam wcisnąć dosłownie wszystko w cenie promocyjnej – co najmniej 3 razy wyższej niż normalna J

 

 

Uliczki Pingyao 1

 

Uliczki Pingyao 2

 

Uliczki Pingyao 3

 

Za murami miasta trafiliśmy do dzielnicy zupełnie nieskażonej turystyką. Życie toczyło się swoim rytmem, ludzie przyglądali nam się z ogromnym zainteresowaniem, czasami odrywając się od swoich zajęć.

 

Leniwe Pingyao 1

 

Leniwe Pingyao 2

 

Na starówce odkryliśmy super knajpę z lokalnym jedzeniem, w której dodatkowo kelnerka potrafiła się w podstawowym stopniu porozumieć po angielsku, więc mieliśmy okazję spróbować różnych lokalnych przysmaków (mniej – więcej rozumiejąc co mamy na talerzach) a na koniec dnia, gdy lunął solidny deszcz i zrobiło się ciemno, wróciliśmy do hostelu na „Dumpling Party” czyli lekcję robienia chińskich pierogów.

 

Hostel noca

 

Nadchodziła noc a deszcz cały czas padał. Nie udało nam się wyjść na wieczorny spacer i z lekkim niepokojem myśleliśmy o kolejnym dniu. I jak się okazało poniekąd słusznie, bo gdy się obudziliśmy około 10-tej rano, deszcz nadal padał, tak samo mocno jak poprzedniego wieczora. Mówi się trudno, mamy foliowe pelerynki i będziemy oglądać Pingyao w deszczu. Z taką myślą leniwie zebraliśmy się na śniadanie. A gdy kończyliśmy pić kawę deszcz ustał i zaczęło się przejaśniać. Już po kilku minutach świeciło piękne słońce! Postanowiliśmy więc zrealizować pomysł który się pojawił wczoraj (ale ze względu na deszcz, jego wykonanie zostało „zawieszone”) i ruszyliśmy na poszukiwania wypożyczalni rowerów, żeby objechać okolicę. Najpierw trafiliśmy na zachęcający szyld:

 

Szyldzik

niestety okazał się mylący, ponieważ nic poza szyldem nie wskazywało, żeby w tym miejscu dało się wypożyczyć rower (a może dodatkowe informacje były napisane tylko w „krzaczkach”?)

Ale ponieważ rower jest w Chinach bardzo popularnym środkiem transportu szybko znaleźliśmy kolejne miejsce gdzie udało nam się nasz plan zrealizować i wypożyczyliśmy piękny nowy rower! Tak jeden J Bo to był tandem. Strasznie śmiesznie się na tym jeździ. A dodatkowo jak już się zmęczą nogi, to można sobie niespostrzeżenie zrobić chwilę przerwy a ta druga osoba pedałuje J Z wycieczki za miasto nic nam nie wyszło, bo kupując bilet na mury obronne, żeby obejrzeć miasto z góry, zobaczyliśmy ile jest miejsc wartych zobaczenia w samym Pingyao. Okazało się, że to, co widzieliśmy jako starówkę miasta, nie jest tą najstarszą częścią. Najstarsze fragmenty są wyłączone z użytku i przeznaczone do zwiedzania. Cały dzień spędziliśmy jeżdżąc po Pingyao i szukając zaznaczonych na mapie zabytków, świątyń i domów ważnych mieszkańców miasta – dziś stanowiących tu główne atrakcje turystyczne.

 

Starowka Pingyao 1

 

Starowka Pingyao 2

 

Starowka Pingyao 3

 

Starowka Pingyao 4

 

Pierwszego dnia pobytu w Pingyao oczywiście najistotniejszym punktem programu była również realizacja misji „Kupowanie chińskich biletów kolejowych – część 2”. Na to miasteczko przeznaczyliśmy sobie dwa dni więc istniało ryzyko, że biletów na interesujący nas pociąg może nie być. Awaryjnym wyjściem zostawał autobus, ale traktowaliśmy go jako ostateczność, ze względu na cenę zbliżoną do ceny hard sleepera a dodatkowo znacznie mniejszy komfort jazdy i dłuższy czas podróży.

Na szczęście kolejny raz mieliśmy bardzo dużo szczęścia z kupowaniem biletów i udało nam się bez problemów wyjechać z Pingyao do Luoyang najbliższym nocnym pociągiem. Pożegnaliśmy więc piękne miasteczko (jak na chińskie realia wielkościowe to raczej nie miasto ;-)), które będziemy wspominać z ogromnym sentymentem.

2 komentarze to “Pingyao czyli obraz pięknych starych Chin”

  1. Ewa Says:

    Akie piękne to miasteczko, aż dech zapiera, a oglądać to na żywo!!!
    Ileż cudów na tym świecie! ale się rozegzaltowałam!! następne też interesujące ale jednak zabytki to nie współczesność, chyba zawsze tak będzie! Dalszego powodzenia. E.

  2. Ciocia Ala Says:

    No to ja poproszę o mały suwenir z Chin. Właśnie taki TANDEM! Bo uwielbiam jeździć na rowerze, ale nie umiem tego robić:-)! No i właśnie dlatego potrzebuję tandemu, bo w Polsce ich (chyba) nie ma. Opowieści i zdjęcia fantastyczne! Zżera mnie zazdrość, bo zawsze marzyłam o takiej podróży – Ciocia Ala

Leave a Reply