Wielki Mur

Będąc w Chinach obowiązkowo należy zobaczyć Wielki Mur. Budowla pochodząca z okresu (uwaga!) 770 – 221 r p.n.e. po prostu powala na kolana. To gdzie Chińczycy wznosili ten mur powoduje niemały zawrót głowy. Na wzgórza gdzie postawiono ogromny mur ciężko dostać się nawet w dzisiejszych czasach przy nowoczesnych technologiach wspinaczkowych, a trzeba wziąć pod uwagę, że w tych odległych czasach zbudowano przecież mur, do którego zużyto niezliczone tysiące ton kamieni i innych materiałów budowlanych. Mur, który pierwotnie otaczał poszczególne prowincje chińskie za czasów pierwszego imperatora Qin stał się murem całych zjednoczonych Chin. Dziś pod Wielkim Murem Chińskim rozumie się Wielki Mur z dynastii Ming. Sięga on od rzeki Ya Lu na wschodzie Chin do pasma górskiego Jia Yu Guan na zachodzie. Jego długość wynosi (choć to w głowie się nie mieści!) ponad 5000 km! Dlatego też nazywa się go również Wan Li Chang Cheng (Wan – dziesięć tysięcy, Li – pięćset metrów, Chang Cheng – wielki mur).
Będąc w Pekinie można udać się w jedno z czterech miejsc Wielkiego Muru, które są przygotowane do zwiedzania: Badaling, Huanghua, Mutianyu i Simatai. My wiedząc o tym, że pierwsze trzy są najchętniej odwiedzane z racji bliższej (mniej niż 100km) odległości od Pekinu wybraliśmy się do Simatai, które jest chyba najpiękniejszym miejscem do obejrzenia Wielkiego Muru, a największą zaletą jest to, że turystów tu niewielu 🙂

Simatai

Miejsce znajduje się w odległości około 160km na północny wschód od Pekinu i położone jest w niezwykle malowniczym paśmie wzgórz położonych wśród pięknej gęstej zieleni i tuż nad jeziorem tworzonym przez dwa źródła zwane Mandarin Duck Springs. Ciekawostką jest to, że ze wschodniego źródła wydobywa się zimna woda, zaś z zachodniego gorąca. Tak więc w jeziorze miesza się zimna i gorąca woda. Na dodatek na jeziorze wybudowane są na dwie duże tamy spiętrzające wodę co jeszcze bardziej podnosi atrakcyjność tego miejsca 🙂
Do Simatai dotarliśmy koło południa, ale tego dnia warunki pogodowe były mało sprzyjające do podziwiania widoków Wielkiego Muru i tego co go otacza, bo jak na złość tego dnia powietrze było gęste i wilgotne jak w fińskiej saunie, a mgła jaka się dzięki temu tworzyła ograniczała widoczność do kilkudziesięciu metrów. Pierwszą część trasy pod górę do wielkiego muru zdecydowaliśmy się pokonać kolejką linową, która w dwuosobowych wagonikach wciąga chętnych mniej więcej do połowy wysokości trasy. Później dla leniwych przygotowana jest jeszcze jakaś ustawiona pod ostrym kątem do zbocza, kolejka szynowa, ale przecież nie po to tam się pojawiliśmy, żeby wjeżdżać na górę. Resztę trasy pokonaliśmy więc pieszo. Jeśli ktoś się wybiera w to miejsce to polecamy wziąć obuwie, a nie sandały, bo miejscami jest dość niebezpiecznie, a już na samym murze niektóre jego fragmenty są naprawdę wąskie i śliskie, a przecież żadnych zabezpieczeń dla kogoś kto niechcący chciałby przyśpieszyć zejście i osiągnąć przyśpieszenie 9,81 m/s2 nie wybudowano bo mur to mur i budowanie na nim jakichś barierek byłoby (słusznie!) świętokradztwem. My poszliśmy na całość i całą tę przygodę pokonaliśmy w sandałach 🙂 Wchodzenie w górę w gęstym, wilgotnym powietrzu stanowi niemałą atrakcję.

Wzgorza

Przy kolejnych krokach w górę kolejne wdechy powietrza były jak nabieranie w płuca pary wodnej znad czajnika. Oczywiście im wyżej w górę tym mgła gęstniała więc muru nie widzieliśmy praktycznie aż do momentu gdy znalazł się tuż nad naszymi głowami. Wielki Mur to dzieło nie mające sobie równych. Po prostu długo nie można odnaleźć słów by wyrazić to co się czuje oglądając ten historyczny wyczyn budowlany. Naszą wędrówkę po murze rozpoczęliśmy od najwyżej położonej wieży na tym odcinku Wielkiego Muru. W zasadzie dzięki temu schodziło się już tylko coraz niżej. Jeżeli jednak ktoś myśli, że dzięki temu jest łatwiej to jest w błędzie 🙂 Okazało się, że schodzenie po wąskich i miejscami mocno wybrakowanych schodach jest równie trudne jak wspinaczka pod górę. Mięśnie łydek mocno pracowały by nie poślizgnąć się na zroszonych mgłą schodach.

Schodki

W miarę upływu czasu mgła zaczęła wreszcie opadać pozwalając podziwiać niesamowite widoki roztaczające się dookoła muru. To co tam oglądaliśmy powoduje po prostu „opad szczęki”. Aż trudno sobie wyobrazić jak byśmy się czuli gdyby powietrze było zupełnie przejrzyste, bo bajkowość tych miejsc równa się temu co można podziwiać w chińskich baśniowych filmach w rodzaju „Przyczajony Tygrys…” czy „Jet Li Hero”. Wokoło cudowne wzgórza z których dochodzą niesamowite dźwięki przyrody, a w dole widać jezioro po którym pływa łódeczka, zawieszony nad wodą długi na kilkadziesiąt metrów drewniany mostek i pasmo ścieżek, którymi chodzą mali jak mróweczki ludzie.

Murek

Jeśli ktoś jest w Chinach i nie wybierze się na Wielki Mur to po prostu popełnia niewybaczalny błąd. To istny cud, nie bez powodu zaliczony do siedmiu cudów świata. Długo nie można wyjść z podziwu wyobrażając sobie trud trzech i pół miliona ludzi, którzy wznosili tę budowlę, a to co można oglądać wokoło będąc na murze pozostawia niezapomniane wrażenia.

Mur

Tego dnia turystów było tutaj jak na lekarstwo więc mogliśmy sobie wędrować bez żadnych „przepychanek”, a w wielu miejscach zaznawać tej radości w zasadzie w samotności 🙂 Na koniec tych wspaniałych przeżyć postanowiliśmy jeszcze bardziej podnieść sobie poziom adrenaliny i skorzystać z możliwości zjechania w dół na linie nad samym jeziorem na drugi jego brzeg. Atrakcja jest bardzo prosta w przesłaniu. Wsadza się delikwenta w uprzęż, podczepia pod hak na linie zawieszonej pomiędzy wzgórzem na którym znajduje się mur a drugą stroną jeziora. Spad na tym odcinku wynosi kilkadziesiąt metrów więc zjazd powoduje, że niektóre osoby krzyczą aż echo odbija się od pobliskich wzgórz! 40 yuanów za taką atrakcję to naprawdę niewiele. Polecamy! 🙂

Lina

Potem do miejsca skąd można sobie kontynuować wędrówkę lub wrócić do punktu wyjścia płynie się małą łódką. Można więc podziwiać okolice i wybudowane na jeziorze tamy wprost z tafli jeziora. Jeżeli ktoś nie ma lęku wysokości to naprawdę warto skorzystać z takiej możliwości, gdyż popłynąć łódką można tylko po zjechaniu na linie (oczywiście wliczone jest to już w cenę za zjazd) 🙂

Lodeczka

Powrót do Pekinu był już tylko czystą formalnością. Mur został mocno osadzony nie tylko w szczyty gór, ale też wmurował się ostro w nasze umysły. Nisko kłaniamy się z szacunkiem wszystkim Chińczykom jako, że nie tylko zbudowali światowe imperium przemysłu nie poddające się światowemu kryzysowi gospodarczemu, ale przede wszystkim mają coś co przetrwało tysiące lat i rzuca na kolana ludzi bez względu na stopień rozwoju cywilizacyjnego.
Teraz udajemy się na południe Chin po drodze zatrzymując się w innych ciekawych miejscach. Na początku tej podróży zatrzymamy się w Pingyao…

2 komentarze to “Wielki Mur”

  1. Ewa Says:

    Jesteście mi winni niedospanie jutrzejsze; tyle na raz i jeszcze te zdjęcia – przy każdym tekście trzeba się zatrzymać, podumać, pokontemplować zdjęcia – nie wiadomo co robi największe wrażenie, ale pejzaży przeróżnych i zabytków widziałam wiele; natomiast takiego ludzkiego mrowiska – nigdy! Cieszę się, że w nim nie zginęliście, a powód dzielenia trasy jest chyba dość prozaiczny i napisany powyżej „znacząca” itd. Pozdrawiam serdecznie i czekam na dalsze relacje, pozdrowienia i ucałowania. E.

  2. ola Says:

    Hej:) sobie tez jestesmy winni dzisiejsze niedospanie bo zeby te wszystkie teksty i zdjecia wrzucic siedzielismy prawie do 5 rano zeby wykorzystac czas kiedy internet dziala najlepiej:) a poza tym juz dzis wyjezdzamy z Pekinu wiec nie wiadomo kiedy bedzie znow mozliwosc zupdateowania bloga:) cieszymy sie ze sie podoba! Buziaki

Leave a Reply