Czekoladowe rozczarowanie

Zdecydowanie doceniamy strategiczne położenie naszego hotelu w aspekcie wykorzystania go, jako bazy wypadowej w różne strony wyspy. Z samego serca Tagbilaran łatwo i tanio można dostać się praktycznie wszędzie. Jeśli nawet nie bezpośrednio, to z położonego nieopodal dworca autobusowego. W naszym hotelu nie ma ani jednego turysty. Obłożenie 100% gwarantują Filipińczycy, którzy w interesach, bądź sprawach rodzinnych odwiedzają Bohol. Ściany są zwyczajowo tworzone z cienkich płyt wiórowych, co czasem jest dość krępujące (…), a czasem męczące. Wszystko zależy od sąsiedztwa. Dziś w nocy w sąsiednim pokoju mieliśmy regularne, niemowlęce wycie. Grubość ścian zaciera w takim przypadku do zera wrażenie oddalenia od źródła tych krzyków. Wyrywani w półśnie mieliśmy odruch podgrzewania butelki z mlekiem i… strącaliśmy ze stołu leżące tam klucze i telefony komórkowe.
Mamy wciąż kłopoty z aklimatyzacją. Na Filipinach zastaliśmy pogodę (r.ż), a nie pogoda (r.m). W związku z tym, że rodzaj żeński zmiennym jest, to mamy tu prawdziwą huśtawkę meteorologiczną. Pogoda szlocha deszczem, aby po dwóch minutach ulewy uwodzić nas bezchmurnym niebem, a kiedy już zdejmujemy koszulki… zawstydzona zakrywa swoje oblicze chmurkami. Od tego zaczyna boleć głowa i gardła… Ula, brakło nam Fervexu! Pozostały już tylko antybiotyki 😉 Wciąż zmęczeni, wciąż nie potrafiący się uporać z upałem. Nieprzespane do końca noce, odsypiamy wszędzie, gdzie to tylko możliwe, a najlepiej wychodzi nam to w zatłoczonych lokalnych busach na 50 kilometrowych trasach długodystansowych.

day11_1

Te 50 km dzielące nas od miasta Carmen, gdzie znajdują się bardzo reklamowane Wzgórza Czekoladowe, jechaliśmy ponad półtorej godziny. Jak wszyscy pewnie wiedzą, tam gdzie podaż „autobusów” przekracza popyt na nie, przystanki są kwestią umowną. Gdzie klient, tam przystanek. Wszystko ma jednak granice absurdu, który tu już został przekroczony. Wyobrażacie sobie, że jakaś kobieta nie podeszła 7 m do drzwi i kierowca musiał podjechać bliżej!? To był wyjątek potwierdzający regułę, ale wielokrotnie zatrzymywaliśmy się co 50 m… No to przynajmniej piekliśmy dwie pieczenie na jednym ogniu. Dosypiając zmierzaliśmy w kierunku Wzgórz Czekoladowych.

day11_2

Już nie mogliśmy się doczekać na ten „słodki” widok.

day11_3

Niestety „czekoladki odarto z ich pięknego naturalnego opakowania i obłożono murami, kostkami, schodami i schodkami. Dorzucono trochę metalu i gdzieniegdzie parasoli, aby po „niewyobrażalnym” wysiłku wspięcia się po kilkudziesięciu stopniach turyści mogli ostudzić swoje rozgrzane do nieprzytomności, nadludzkim wysiłkiem fizycznym głowy. „Opakowanie” przygotowane przez jakiegoś szalonego architekta odciska się piętnem na postrzeganiu samych wzgórz. „Wiechę” pomysłu wieńczy usytuowany na szczycie tarasu widokowego „dzwon życzeń”, który jak nazwa wskazuje, za kolejną, niewielką opłatą, wyrywa od nas kolejne „podatki” od marzeń. Szczerze? MOCNO przereklamowane. Może gdybyśmy byli geologami, mocno przebieralibyśmy tam nogami cmokając nad istotą stworzenia tychże kopców. Co 2 minuty wjeżdżał na teren parku kolejny busik, z którego wychodziła nowa „stonka turystyczna”. Stwierdziliśmy, że o dwie „stonki” jest tu za dużo i uciekliśmy czym prędzej nie bacząc na to, że krzyczeli za nami, że jeszcze nie skorzystaliśmy z jedynej okazji do przejechaliśmy się kucykiem wokół wzgórza. Autobus, tylne siedzenia, spanko, powrót. Po powrocie znów głód. Jesteśmy powoli zdesperowani. Jemy sporo owoców (najlepsze są teraz mango!!!), ale nie możemy znaleźć niczego „konkretnego”, co znalazłoby uznanie w „oczach” naszych skromnych oczekiwań.

day11_6

Wczoraj na kolację zjadłem hamburgera, a Rysiek poszedł spać najedzony Snikersem. Swoją drogą tego hamburgera, przyrządzała mi 5 minut przed zamknięciem jakaś amerykanka, serwuje hamburgery w swojej malutkiej knajpce od 10 lat. Ta to ma zdrowie! A właściwie to chyba nie, bo „równik” jej kobiecego ciała mierzył jakieś 190 cm i był mocno przesunięty na południe. Gdy dowiedziała się, że jesteśmy z Polski, od razu wiedziała, że będziemy chcieć kanapkę z musztardą. Praktyka czyni mistrza! Hamburger był bardzo smaczny, ale ponieważ fast food jest dobry tylko w delegacji, pod warunkiem, że nie jest częściej spożywany niż raz na pół roku, to teraz musimy od niego trochę odpocząć. Miejscowego kurczaka z ryżem już jedliśmy w kilku miejscach. Wszystkie smakowały podobnie do siebie i ten smak nam „nie podszedł”. Na naszej drodze stanęła dzisiaj Pizza Hut z pizzami rozmiarów dostosowanych do możliwości lokalsów. Pizza 6 cali… Musielibyśmy zamówić w każdym smaku po jednej, żeby sie najeść, a to nie byłby już „świat za grosze” 😉 Z powodu głodu zwróciliśmy nawet uwagę na strzeżony przez ochronę (!!!) McDonalds z czymś, co ochrzciliśmy McRyż.

day11_5

Niestety nic poza tym. Nic, co poprawiłoby nam humory tak, jak wietnamska knajpka opodal lotniska w Puerto Princessa. Zjedliśmy biały ryż z wołowiną, który w smaku niczym nie różnił się od kurczaka i dla przyjemności przegryźliśmy mango. Jak dalej tak pójdzie, to wrócimy do kraju bardzo głodni.
Może jeszcze dwa zdania na temat pamiątek…. Pamiątek brak… To znaczy można zaopatrzyć się oczywiście w jakieś wytwory ludzkiej wyobraźni, które kosztują niewiele, ale może dlatego, że nie wiadomo do czego one służą. Pamiątka z pewnością powinna cieszyć oko i przywoływać cudowne wspomnienia za każdym razem, gdy się na nią popatrzy. Pamiątka zawsze powinna znaleźć swoje miejsce w jakimś uroczym zakątku naszego pokoju czy gabinetu. Tu takich rzeczy nie ma. Nie można nawet kupić pięknych, dużych muszli! Potrafią z nich robić popielniczki na potrzeby własne, ale żeby zaoferować turyście? To nie mieści się im w głowie, bo to prawie tak, jakby sprzedawać w Polsce turystom… pokrzywy. U nas też tego „dobra” jest na każdym kroku jak brudu. Może to i dobrze. Pochodziliśmy trochę po plaży i sami znaleźliśmy muszelki o wadze pomiędzy 1-2 kg… Niektóre z nich wymagały przeprowadzenia drobnej… eksmisji na piach.
Córeczko! Prosiłaś mnie o pluszowego Tarsjusza. Kupiłem, choć na metce nie było napisane co to jest, a po kształcie nie jest takie pewne, czy nie trafiła mi w ręce maskotka z filmu – Gremlins.
Jutro wyjeżdżamy na Cebu. Warto więc w dwóch zdaniach skomentować Bohol. Na Boholu nie znajdziecie ładnych plaż. Wielką część wybrzeża porasta roślinność namorzynowa. Bohol to Tarsjusze, które można zobaczyć również w Indonezji oraz Wzgórza Czekoladowe, które są jednak z tego „gorzkiego” gatunku czekolady. Jest jeszcze kilka innych miejsc promowanych na siłę, aby turyści mogli zostawić tu jeszcze więcej swoich oszczędności. Do eksplorowania wyspy, dużo lepiej nadaje się choćby Palawan, który ma jeszcze mnóstwo miejsc nie zniszczonych przez ludzką rękę. Bieda na Boholu wydaje się być mocniejsza niż na Palawanie, ale ceny są tu czterokrotnie niższe!

day11_4

Odrobina podretuszowanego ręką ludzką „raju” dla plażowiczów to południowe plaże pobliskiej Panglao. Nie oczekujcie jednak cudów…

5 komentarzy to “Czekoladowe rozczarowanie”

  1. admin Says:

    No cóż. Czekoladowe wzgórza przypominają reklamowane niegdyś w TV ciasto o nazwie Kopiec Kreta. I rzeczywiście wrażenia nie robią. Na pewno na żywo wyglądają o wiele piękniej, ale ta wszędobylska pogoń za kasą potrafi zniszczyć każde nawet subtelne piękno. Z filipińskim jedzeniem jest pewnie tak jak z indonezyjskim, które po wspaniałych potrawach południowo-wschodniej Azji smakowało jak popłuczyny z babcinego garnka. No może przesadzam – Nasi goreng i Bihun goreng w wersji na ostro bez dorzucania tam smakujących jak guma kawałków mięsa był chyba jedynym znośnym posiłkiem. Tak więc nie dziwę się, że sieciowy fast food potrafił skusić. Po długim czasie „wygłodzenia” lokalnymi potrawami potrafi być sensowną odskocznią (byle w rzeczonej już powyżej częstotliwości ;-)). Pozdrawiamy i życzymy wytrwałości!

  2. Ala Says:

    Mój mąż jest Waszym fanem i już zadeklarował duży wór cukierków ziołowych na gardło ( do wyboru 4 rodzaje plus Eukaliptus) na następną wyprawę. Sercem jeździ z Wami. Pozdrawiamy

  3. Stona Says:

    Chłopaki ja dokładam do puli Admina jeszcze trochę cukierków na gardełko a żeby Wam wspomnienia się nie zatarły to KOPIEC KRETA macie jak w banku:) Już się nie mogę doczekać gdzie jutro pojadę z Wami. Trzymajcie się ciepło i sucho.

  4. gadmadzia Says:

    To ja dorzucę ( do tych tabletek na gardło, kopca kreta)schabowego i wszystkie te smakołyki z wześniowych urodzin Bartka 🙂

  5. Mariusz Says:

    Ależ mnie podnoszą na duchu Wasze komentarze. Jednak ktoś nas czyta poza adminem, który z racji pełnionej funkcji… musi. Dziękuję za wszystkie wpisy i proszę w imieniu swoim i Ryśka o więcej! Tak miło otworzyć stronę i poczytać wieści od Was! Dopadliśmy właśnie WiFi w tranzycie na lotnisku w Manilii. Z kaszlącym pozdrowieniem!

Leave a Reply