Azjatyckie jedzenie, czyli seafood i durian wymiatają :-)

Pamiętacie jeszcze naszą relację z Chin dotyczącą tamtego jedzenia („Jeść w Chinach i przeżyć – czy to możliwe”)?
Od tego czasu sporo się wydarzyło w temacie jedzenia i tego co już próbowaliśmy w krajach, które odwiedzamy. Przede wszystkim w tym rejonie świata bezwzględnie króluje seafood czyli owoce morza. I tutaj jeśli chodzi o to jak wiele jest rodzajów i gatunków tego co żyje w morzu, a co stanowi przedmiot codziennych posiłków przechodzi najśmielsze wyobrażenia i ciągle zaskakuje. Zjada się różne dziwne (dla nas) morskie stwory wśród których zdarzają się takie, które wzbudzają podziw lub niesmak. Np. różnego rodzaju węże morskie, którymi zajadano się w Wietnamie.

Węże morskie

Największe jednak wrażenie zrobiły na nas zwierzęta, które wyglądały na żywe relikty z czasów zanim na ziemi żyły dinozaury. I wcale się nie pomyliliśmy. To najstarsze zwierzęta świata! Mają ponad 150 milionów lat i żyją sobie spokojnie w wodach wychodząc czasem na ląd by składać jaja. W tym czasie przyglądały się wielu erom, w których na ziemi pojawiły i zdążyły wyginąć ogromne gady, a potem pojawiły się ssaki i człowiek. A one jakby nigdy nic nadal żyją sobie w wodach i czasem wychodzą składać jaja. Twarde egzemplarze 😉 Zwierzęta te wyglądają bardzo groźnie i mogą służyć jako wzór uzbrojenia dla niejednego pojazdu opancerzonego stosowanego w nowoczesnym uzbrojeniu. Ogromne ostro zakończone dwudzielne pancerze spod których wychodzi (uwaga!) 13 par odnóży. Co ciekawe ta pierwsza para z przodu pełni rolę szczękoczułek, a pięć tylnych służy do pływania i oddychania zaś pozostałe do chodzenia. Na końcu znajduje się również długi ogon w formie kolca, który przypomina twardą włócznię. Jeszcze większy podziw wzbudzają oczy tych zwierząt. Znajdują się tam gdzie należałoby się ich spodziewać, czyli po obu bokach tułowia, ale oprócz tego jest jeszcze pięć oczu na środku głowy oraz dwoje tuż obok otworu gębowego pod pancerzem. Żeby było mało oczy tych zwierząt są wielosoczewkowe i potrafią widzieć w nocy. Zwierzęta te są wielkości sporych żółwi, osiągają wielkość ponad pół metra i wagę kilku kilogramów. Prawda, że całość brzmi niewiarygodnie? I takie zwierzęta również się zjada w azjatyckich restauracjach, choć występują one dość rzadko. Celowo nie podajemy nazwy tego zwierzęcia, bo chcemy żeby to była swojego rodzaju zagadka. Dla pierwszej osoby, która poda prawidłowe rozwiązanie (jako komentarz na blogu lub e-mailem) mamy drobny upominek 🙂 Poniżej zdjęcie tego zwierzęcia wykonane w jednej z restauracji seafoodowych.

Mniam?

Poza tym na stołach pojawiają się tutaj kałamarnice, ośmiornice, mątwy, homary i niezliczone gatunki różnych małży, ryb i skorupiaków. Próbowaliśmy większość z tych owoców morza (poza dużymi homarami) i jesteśmy zaskoczeni jak smaczne i niesamowicie różnorodne są takie posiłki. I wcale nie chodzi tutaj o jakieś wyszukane potrawy, ale nawet proste dania z grilla podawane z ostrym sosem. Mniam!

Kałamarnica

Ośmiornica

Seefood

Absolutnym hitem są oczywiście krewetki i ryba w której absolutnie zasmakowaliśmy: barakuda. Barakudę można zjeść przygotowaną na różne sposoby przede wszystkim w Kambodży i zawsze jest przepyszna. A co bardzo ważne (a przy tym wygodne) praktycznie poza głównym szkieletem nie posiada ości. Jest duża i smaczna. Polecamy! Ciekawym przeżyciem kulinarnym, którego doświadczyliśmy jest również zupa z płetwy rekina (którą można zjeść w Kambodży).
W Azji Południowo-Wschodniej spotyka się jednak również takie jedzenie, które dla nas jest nie do zaakceptowania lub wręcz wzbudza obrzydzenie. Do tej kategorii z całą pewnością zaliczyć można wszelkie owady i skorpiony, które podaje się najczęściej po prostu usmażone w tłuszczu. Np. duże chrząszcze, larwy, pędraki, świerszcze czy szarańcze, które można kupić w Tajlandii i Malezji. A fe!

Owady i pędraki

Do tego dochodzą wielokrotnie spotykane przez nas w Kambodży potrawy na bazie zwierzęcia, którego nazwy nie podamy czyniąc z tego kolejną zagadkę. Poniżej zdjęcie wykonane w jednej z przydrożnych restauracji w Kambodży. O odpowiedzi prosimy w formie komentarza na blogu lub e-maila.

Zagadka

Jest jednak również cała kategoria jedzenia, która jest zdrowa, smaczna i której można zaufać niemal w ciemno 🙂 Chodzi o owoce. Przede wszystkim im dalej na południe tym różnych owoców tropikalnych coraz więcej. Ich różnorodność, kolorystyka i kształty są zadziwiające. Wiele z nich właśnie ze względu na kształty i kolory wygląda wręcz jak sztuczne.
Wiele z tych owoców widzieliśmy po raz pierwszy w naszym życiu, a są naprawdę smaczne. Nie wiemy nawet jakie są polskie nazwy takich owoców, ale również język angielski nie oferuje pod tym względem wielkiego bogactwa 🙂 Wiele z tych nazw brzmi po prostu jak powstałe „na szybko” by móc te owoce jakoś rozpoznawać. Np. dragon fruit, jack fruit czy soursop. Nam posmakowały bardzo miękkie i kwaśne dragon fruity. Są to owoce o czerwonej skórce przypominającej nieco kalarepę ale w środku mające soczysty biały miąższ usiany czarnymi drobnymi jak mak pesteczkami. Owoce te można podzielić na dwie grupy: z czerwonym miąższem i miąższem w kolorze białym. Oba są przepyszne i orzeźwiające, a ich intensywny czerwony kolor podnosi atrakcyjność tego owocu.

Dragon Fruity

Jack Fruit to już owoc dla bardziej odważnych. Na pewno pamiętacie z relacji dotyczącej chińskiego jedzenia opis duriana – chyba najbardziej hardcorowego owocu. Głównie ze względu na swój intensywny, trudny do zniesienia zapach. Jack Fruit jest dalekim kuzynem duriana. Ma podobną skórę lecz mniej chropowatą i jest od niego zazwyczaj dużo większy. W środku znajduje się żółta zawartość, która pogrupowana jest w łatwo dające się oddzielać segmenty. Zapach tego owocu jest dużo łagodniejszy niż duriana, ale również trzyma się tych trudnych do zaakceptowania klimatów. W tej części Azji jest on bardzo popularny i bardzo często można spotkać różne potrawy czy shake’i z Jack Fruitem, lub po prostu kupić zafoliowane na styropianowej tacce. O ile sam król tych zapachów – durian był ciągle widoczny w czasie naszej podróży, to w zasadzie od południowej części Tajlandii, a już w szczególności w Malezji mocno zaznaczył swoją obecność. Można śmiało powiedzieć, że w Malezji durian wymiata! 🙂 Wszędzie go pełno, a na straganach aż roi się od tych tragicznie pachnących owoców.

Duriany

Widać jednak, że durian ma tutaj wielu zwolenników i stąd jego popularność w tym kraju. Spotkaliśmy nawet specjalne sklepy lub stanowiska oferujące różne specjały zrobione właśnie na bazie duriana! Ciastka, desery, rolady, placki z durianem itd. znajdują tutaj wielu śmiałków 🙂

Durianowe stoisko

Ciekawa sprawa, że ten kontrowersyjny owoc stał się nawet symbolem wielu różnych elementów graficznych i pojawia się nawet w logo niektórych firm czy korporacji.

Durian w logo

Oczywiście ta zwiększona popularność tego owocu w Malezji nie zmienia zupełnie problemów związanych z nieznośnym zapachem tego owocu. Przypominamy, że jest on opisywany jako mieszanina zapachów ścieków, przejrzałego sera, zgniłej cebuli, brudnych skarpet i miejskiego wysypiska śmieci w dzień tropikalny. Uff… naprawdę ciężko to znieść. A do tego intensywność tego zapachu jest tak duża, że jeżeli owoc pojawia się gdzieś w pobliżu (i to nie rozkrojony!) to zapach daje się wyczuć już z odległości kilku metrów. Właśnie dlatego również tutaj, gdzie owoc ten jest bardzo popularny w miejscach publicznych często spotyka się tabliczki o zakazie wnoszenia i spożywania tego owocu.

No Durian!

Tak więc nasze kulinarne przeżycia stają się coraz bogatsze, a doświadczenia związane z tym co i gdzie się je w krajach azjatyckich rosną w siłę. O innych, nowych odkryciach lub ciekawostkach kulinarnych będziemy jeszcze pisać w miarę postępów podróży. Zapraszamy.
A póki co prosimy o kliknięcie w brzuszek Pajacyka (menu z prawej strony ekranu) aby zapewnić w ten sposób posiłek niedożywionemu dziecku z Polski, których ciągle jest bardzo wiele.

10 komentarzy to “Azjatyckie jedzenie, czyli seafood i durian wymiatają :-)”

  1. ania Says:

    😉 iż tym zwierzątkiem jest skrzypłocz czyli mieczogon ;D ostatnio przypadkiem czytałam o ich krwi i jej specyficznych właściwościach!

    w końcu biologia na coś się przydaje ;D

    jeszcze raz serdecznie pozdrawiam!

  2. admin Says:

    Niniejszym ogłaszamy, ze zwycięzcą konkursu jest Ania 🙂 oczywiście zwierzątko na zdjęciu 2 to skrzypłocz. Do Ani w ramach nagrody, już teraz – spodzianki wyślemy widokówkę z Indonezji do której lada dzień dotrzemy (szczegóły wysyłki będziemy ustalać mailowo 🙂 ). Aniu a może napiszesz coś więcej o właściwościach krwi skrzypłoczy? 🙂 gratulujemy i serdecznie pozdrawiamy!!! No i czekamy na odpowiedź, jakie zwierzę znajduje się na 7 zdjęciu ( z żółtymi kulkami)

  3. Ola Says:

    a może to żółwik jadalny? a niebieska krew skrzypłocza ma np. właściwości antybakteryjne
    Podziwiam Was za odwagę próbowania różnych, czasem dziwnych przysmaków Azji.
    Pozdrawiam ciepło!

  4. admin Says:

    BRAWO 🙂 No i kolejna zagadka rozwiązana i nagroda przyznana! Obu dziewczynom serdecznie gratulujemy i podziwiamy wiedzę! A z tą odwagą Oluś, to nie tak do końca jeszcze – cały czas spotykamy rzeczy o których nawet wolimy nie myśleć, że są jadalne 🙂 Pozdrawiamy!

  5. rysiek Says:

    no i sie spoznilem na konkurs 😉 a to nie moja wina, ze wczesniej netu nie mialem. ale teraz juz mam i bede sie staral, moze jeszcze jakies konkursy beda 🙂 pozdrowki, czekamy na Indonezje

  6. admin Says:

    Moze jeszcze jakies konkursy będą 🙂 musisz pilnować. A póki co, jak będziesz grzeczny to może Ola się zgodzi, żeby na kartce do niej napisać pozdrowienia dla Ciebie? 🙂 buziaki!

  7. UGG Boots Says:

    This article was helpful in a paper I am writing for my thesis.

    Thanks

    Bernice Franklin

    UGG Boots
    UGG Purses
    Classic Tall Chestnut

  8. admin Says:

    Hello Bernice. It’s OK. Thanks you very much for the comment and taking our text for your purposes. Hope it helps you in jour jobs/hobbies. Regards!

  9. Wojtek Says:

    Gratuluje udanego bloga! Przygotowuję się właśnie do wyprawy do południowo-wschodniej azji i korzystam z waszych bogatych doświadczeń przy planowaniu. Muszę przy tej okazji wystąpić jednak w obronie jackfruit’a 🙂 …W mojej i nie tylko (moja żona jest jego największą chyba fanką) opinii jest to jeden z najlepszych owoców jakie próbowałem i różni się on w smaku od duriana bardzo mocno, mimo że z zewnątrz niewiele na to wskazuje. Durian’a próbowaliśmy raz i chyba na tym poprzestaniemy 🙂 … nie wydawał nam się aż tak ochydny jak słyszeliśmy z opowieści, ale nazwałbym jego smak co najmniej „specyficznym” 🙂

  10. admin Says:

    Oczywiście masz rację Wojtek. Jackfruit to jednak inna bajka niż durian 🙂 Znamy smakoszy obu owoców i każdy z nich ma swoje własne zdanie na ich temat. My raczej nie przepadamy za tymi owocami choć zaskoczyły nas bardzo pozytywnie i wbrew różnym opiniom faktycznie mają swoje uroki. Największym – w sensie zauroczenia smakiem – odkryciem naszej wyprawy jest mangostan i feijoa. Po prostu niebo w gębie! 🙂 Bardzo miło wspominamy też salak (snake fruit). Co do jackfruita zaś polecamy też chempedak. Owoc jest niemal identyczny z wyglądu jak jackfruit (różni się wewnątrz kolorem – jest lekko brązowawy a nie żółto-pomarańczowy), ale przy tym jest jeszcze smaczniejszy. Dzięki za te słowa komentarza i życzymy Wam udanej wyprawy i moc wrażeń. Zachęcamy do komentowania innych naszych wpisów! 🙂 Z pozdrowieniami z drugiej półkuli.

Leave a Reply