Najpiękniejsze miejsce w Chinach – Longji Terraces Fields

O 6:30 udało nam się zwlec z łóżka i niemal śpiąc (bo na dworze jeszcze czarna noc), błyskawicznie przygotowaliśmy się do wyjścia. Na szczęście z guesthouse’u w którym aktualnie mieszkaliśmy, było bardzo blisko na dworzec autobusowy, więc już po godzinie byliśmy na miejscu szukając właściwego autobusu. Mniej więcej wiedzieliśmy, że bilet do Longji (Longsheng) ma kosztować około około 20 – 30 yuanów, więc szerokim łukiem omijaliśmy „naganiaczy” proponujących nam transport w interesujące nas miejsce za 100 yuanów od osoby. Wreszcie udało nam się znaleźć właściwy autobus i po zajęciu miejsc niemal natychmiast wróciliśmy do przerwanego snu 🙂 Droga faktycznie trwała trochę ponad 2 godziny, wiec udało nam się jeszcze trochę zdrzemnąć. Longsheng znajduje się ok. 100 km na północy-wschód od Guilinu. Już po kilkunastu kilometrach po opuszczeniu Guilinu zaczynają się tereny mocno górzyste, pokryte gęstymi lasami i polami uprawnymi, z niewielkimi wsiami i miasteczkami porozsiewanymi co jakiś czas. Krajobrazy wspaniałe i będące bardzo zachęcającą obietnicą tego, co mieliśmy zobaczyć u celu naszej wycieczki. W Longsheng na dworcu autobusowym bez problemu złapaliśmy autobus przesiadkowy, którym mieliśmy jechać jeszcze godzinę do Dazhai – wiosek położonych wśród tarasów ryżowych. I tu znowu doświadczyliśmy, co to znaczy podróżować lokalnym transportem. Pomijając fakt, że dwukrotnie musieliśmy się przesiadać do innego autobusu (pierwsza przesiadka nastąpiła niemal tuż po wyjeździe z dworca a druga przed zwężeniem drogi, w które prawdopodobnie nasz autobus by nie wjechał, więc wszyscy musieli się przesiąść do mniejszego), to cała podróż strasznie się dłużyła, bo co chwila autobus się zatrzymywał, a pani naganiaczka wysiadała i łapała każdego, kogo miała w zasięgu wzroku, żeby się z nami zabrał. Oczywiście część osób nie była wcale zainteresowana, części nie odpowiadała cena, więc przez dłuższy czas się targowali, wreszcie jak wszystkie miejsca były zajęte a każda wolna przestrzeń autobusu wypełniona worami, koszami i innymi pakunkami pasażerów, mogliśmy spokojnie przebyć ostatni odcinek drogi. Jak się okazało kilka kilometrów przed wioskami z tarasami ryżowymi została ustawiona bramka, przy której należało kupić bilety wstępu (trochę jak do jakiegoś rezerwatu albo parku narodowego). Niechętnie zapłaciliśmy po 50 yuanów, w końcu po to tu jesteśmy. Wąska droga wiodąca do wiosek, prowadziła wśród wysokich gór porośniętych bujną, niemal tropikalną roślinnością. Krajobrazy były niesamowite. Wreszcie ok. 12ej dotarliśmy na miejsce. Już przed wejściem na teren wiosek (przy punkcie sprawdzania biletów) czekała na nas pierwsza niespodzianka. Tłumek kobiet w różnym wieku, wszystkie ubrane w tradycyjne, lokalne stroje czekające na turystów i zapraszające ich do swoich domów na obiad, nocleg albo chociaż oferujące swoje usługi jako „local guide” z dodatkową opcją polegającą na noszeniu bagażu turysty w trzcinowym koszu na plecach! O ile wcześniejsza oferta była całkiem naturalna, to nie potrafiliśmy sobie wyobrazić jak można oddać swój ciężki plecak do noszenia na cały dzień starszej Pani (starszej, czyli w wieku naszych babć! Po której co prawda widać, że ma krzepę nie z tej ziemi, ale mimo wszystko to z naszego punktu widzenia nie fair, choć wiemy, że to ich sposób na zarabianie pieniędzy).

 

Bai Pani

 

Podziękowaliśmy uprzejmie i ruszyliśmy na oglądanie tego cudu, którego już się nie mogliśmy doczekać. Przeszliśmy przez bramę i znaleźliśmy się jakby w innym świecie – wioska, wokół której rozciągały się we wszystkich kierunkach imponujące terasy ryżowe, wyglądała niczym skansen. Drewniane, wszystkie utrzymane w jednym stylu domki, uśmiechnięci ludzie i wszystkie niemal kobiety w tradycyjnych strojach.

 

img_64971

 

img_65621
img_64911

Stroje te są bajecznie kolorowe i bardzo ciekawe jeśli chodzi o krój. Jednak najbardziej niesamowitą sprawą był fakt, że zgodnie z tradycją, wszystkie mieszkające we wsi kobiety mają bardzo długie, prawie do ziemi, włosy, na co dzień związane w misterny kok wokół głowy i przykryte specjalnym nakryciem. Zresztą już po małych dziewczynkach było widać, że mają zapuszczane włosy od najmłodszych lat. Nie udało nam się co prawda trafić na „hair show” czyli turystyczną atrakcję, podczas której kobiety rozwiązują swoje włosy i myją je w rzeczce przepływającej przez wioskę, jednak i bez tego byliśmy pod wielkim wrażeniem tak skrupulatnie pielęgnowanej (mało przecież wygodnej) tradycji. Spędziliśmy ponad 3 godziny spacerując po ścieżkach wytyczonych wśród tarasów ryżowych, podziwiając wspaniałą architekturę mijanych po drodze wsi, kunszt wykonania samych tarasów (bo to przecież wszystko zrobione ludzką ręką!) i niesamowite widoki, które nas otaczały. Przez cały ten czas spotkaliśmy zaledwie kilka osób, większość spośród nich to byli mieszkańcy okolicznych wiosek przy swoich codziennych obowiązkach i mieliśmy wreszcie okazję odpocząć od zgiełku miast i hałasu ulic. Tak bardzo nam się podobało, ze żałowaliśmy, że nie wiedzieliśmy, że można tu zostać na noc, bo z chęcią byśmy na tym pięknym odludziu spędzili kilka dni (co oczywiście polecamy każdemu wybierającemu się w te rejony). Rzeczywiście tarasy ryżowe zrobiły na nas ogromne wrażenie. Cytując naszego „wirtualnego” przewodnika – Darka, dzięki któremu to wspaniałe miejsce odkryliśmy – „opad szczęki na maksa” 🙂 To widok nieporównywalny z niczym innym.

 

img_65571

 

img_65171

 

pic_02121

 

Zresztą oboje uznaliśmy, że właśnie to jest to miejsce w Chinach do którego chcielibyśmy wrócić.
Po wspaniałym, relaksującym spacerze wśród niesamowitej przyrody zeszliśmy do wsi na lokalny przysmak, czyli noodle z bulionem i przyprawami. Oczywiście zupa była przepyszna. W pełni zadowoleni z tak spędzonego dnia skierowaliśmy się do wyjścia, gdzie chcieliśmy łapać autobus do Longsheng by stamtąd dojechać do Guilinu. Jednak to my zostaliśmy złapani przez jednego z naganiaczy, który zaproponował nam podróż busem turystycznym, bezpośrednio do Guilinu, w czasie zdecydowanie krótszym niż pokonanie tej trasy z przesiadkami, a dodatkowo po chwilowym targowaniu się, uzyskaliśmy cenę raptem 5 yuanów od osoby wyższą, niż byśmy zapłacili jadąc z powrotem autobusami lokalnymi. Zgodziliśmy się zatem bez wahania i wyczerpani tak wspaniałym, ale bardzo intensywnym dniem, całą drogę powrotną również przespaliśmy 🙂

Rada praktyczna:
Większość organizowanych przez hotele wycieczek do tarasów ryżowych odbywa się do Pignan. Jednak jest to miejsce w którym aż roi się od luksusowych, klimatyzowanych autokarów, z których wysypują się tłumy turystów w jednakowych czapeczkach, tworząc iście jarmarczną atmosferę, dlatego my zdecydowanie polecamy samodzielną wyprawę transportem lokalnym do Dazhai. Z Guilinu autobus do Longsheng i tam przesiadka do Dazhai. Bardzo prosta sprawa, tym bardziej, że na dworcu autobusowym w Longsheng w okienku można dostać niewielką ulotkę po angielsku, zawierającą szczegóły dojazdu i powrotu z Dazhai.

Leave a Reply