Jezioro Taal na horyzoncie

Południowy Luzon żegnał nas siedzących w samolocie zwyczajowo deszczem. Łaskę okazał tylko na czas naszego porannego joggingu z plecakami z centrum miasta, aż do lotniska, z półgodzinną przerwą na noodelki w sprawdzonej już przez nas wcześniej knajpce. Zapłaciliśmy opłatę lotniskową w najniższej jak dotąd kwocie 30PHP od osoby. Na retoryczne pytanie skąd Pani w kasie wie, że jesteśmy obcokrajowcami i należy nas „kasować” wg takiwj stawki, ona odpowiedziała bardzo poważnie, że mamy inne nosy i inne oczy. Niebieskie prawda? – spytaliśmy. Piękne – odpowiedziała. Tu nas zatkało, więc wzięliśmy resztę z setki i poszliśmy dalej. Nie odpuszczajcie w swoich planach tego ciekawego zakątka Filipin z naprawdę fantastycznym wulkanem. Warto tu przyjechać, tylko przed wyjazdem musicie zaklepać sobie pogodę. My o tym nie pomyśleliśmy 😉
Z Manilii pojechaliśmy z lotniska busem na dworzec Pasay, skąd od razu złapaliśmy autobus do Tagaytay. Aglomeracja Manilii składa się z połączonych ze sobą 17 miast… Pasay to jedno z nich, położone najbliżej lotniska. Wyjazd ze stolicy był koszmarem. Wyobraźcie sobie, że stoicie w dwudziestokilometrowym korku, na końcu którego jest zwężenie drogi do jednego pasa i dodatkowo są światła, które puszczają po 3 samochody co pół minuty… Mają tu anielską cierpliwość. Zasnęliśmy w autobusie skutym klimatyzacyjnym lodem. 3,5 godziny przejazdu 47 kilometrowego odcinka minęło nam jak z bicza trzasł.
Wysiedliśmy na rozdrożu w Tagaytay, skąd mieliśmy nadzieję w 3 nanosekundy złapać jeepneya do odległego o 15km Talisay. Właściwie to myśleliśmy, że sam się złapie! Czyż dwóch białych z ogromnymi sakwami wypchanymi domyślnie ogromną ilości zielonych banknotów nie jest wystarczającą przynętą? Talisay leży tuż przy jeziorze, które wypełniło sporej wielkości, dawny krater wulkanu Taal. Stąd czarteruje się łódki, aby dopłynąć do „nowego” stożka wulkanicznego, który utworzył się pośrodku jeziora. Wspina się on ponad lustro wody na wysokość około 300m.
Jakież było nasze rozczarowanie, gdy idąc drogą i czekając, aż ktoś na nas zaczepnie zatrąbi, słyszeliśmy tylko warkot mijających nas na wysokich obrotach silników. Mijały nas zarówno jeepneye z opisem – „do użytku prywatnego” jak i ekskluzywne wersje trycykli. Okazało się, że oddalone o 15 kilometrów miejsce, do którego się udajemy, jest bardzo popularnym kurortem weekendowym dla filipińskiej „manilki” (autorzy nawiązują tutaj do polskiej „warszawki” 😉 Ceny ostro w górę, ale idą w parze z podniesionym standardem. Ciekawe, czy ilość cukru w pączkach jest tu również wyższa w cukierniach 😉 Zaczepiony przez nas właściciel trycykla żąda od nas 150PHP. Pozostali mają podobne stawki. Znów nas zdenerwowali… Stwierdziliśmy, że zamiast płacić 150PHP, poświęcimy po 2 kg z naszych zapasów wziętych z kraju na czarną godzinę – oponek w pasie 🙂 Zawzięliśmy się i z balastem naszych plecaków udaliśmy się w 15km spacer z Tagaytay do Talisay. Na niemal całym odcinku drogi, towarzyszył nam piękny widok na jezioro i wulkan.

day15_1

Tagaytay leży na bardzo wysokim wzniesieniu, z którego schodziliśmy niemal 3 godziny do poziomu jeziora. Pokonywane przez nas różnice poziomów były naprawdę duże, a serpentyny również miały dużo większy kąt pochylenia niż nasze rodzime.

day15_2

No cóż, tutaj nie wiedzą co to jest zimowy lód na drodze. Pochmurna pogoda sprzyjała spacerowi i choć strasznie wymęczeni, to dotarliśmy na miejsce sporo przed zmrokiem. Wystarczyło nam jeszcze czasu, aby zaopatrzyć się w wodę i owoce na lokalnym targu. Wytargowaliśmy za fantastyczną cenę świetny pakiet, w skład którego wchodził czarter łodzi na dzień jutrzejszy i pokój właściciela łódki na jedną noc w jego domu. Ceny hoteli są przy jeziorze Taal jakieś kosmiczne…
Z targu owocowo-rybno-warzywnego do naszego „homestay’u” jechaliśmy super wypasionym trycyklem. Miał kilka sterczących z różnych miejsc na dachu anten, z których każda miała po 2,5 metra wysokości. Łapał pewnie stacje z połowy świata 😉

day15_3

Założymy się, że był wielbicielem krakowskiego RMF i radia Maryja. Ustawiamy budziki. Jutro wypływamy o 7:00 rano. Mamy niezwykle napięty plan dnia.

3 komentarze to “Jezioro Taal na horyzoncie”

  1. Stona Says:

    Jak pojadę w wasze ślady to nie ma bata bierzmy z Ulka rolki bo widzę , że strasznie dużo spacerowania:)

  2. Ataner Says:

    Wielki uklon w wasza strone, chlopaki macie power !
    Tak trzymajcie:)

  3. admin Says:

    No chłopaki. Szacun. To się nazywa „tanie targanie” – pokazać cwaniaczkom, że można mieć gdzieś ich usługi z nałożonym podatkiem of frajerstwa 😉 Ukłony.

Leave a Reply