Plagi Filipińskie

Śniadanie rzecz prosta i miła. Tak się przynajmniej wydaje. Jakieś pieczywko, masełko, wędlinka czy serek. Nigdy nie było istotne, jaki rodzaj chleba jest w danym kraju. Często smakował specyficznie, ale… smakował. Przed momentem właśnie przyglądaliśmy się dzikim tłumom oblegającym po równo i te słodkie i te fast-foodowe „sieciówki”. To prawdziwa plaga dla tego kraju. Usiłowaliśmy sobie kupić dziś na śniadanie coś do mleka. Bardzo się za nim stęskniliśmy. Kupiliśmy chleb czosnkowy – jedyny jaki przynajmniej z opisu nie był słodki. Porażka… Pieczywo jak tostowe z połową normalnej porcji cukru, jaką odnajdziecie w innych rodzajach tutejszego pieczywa. Nie słodki – to termin określający zawartość cukru mniejszą, niż jest potrzebna do skrystalizowania się na zębach w trakcie posiłku. W myśl tej definicji, nasz nie był słodki. Smakował jak bardzo słodka polska drożdżówka o aromacie czosnku. Świetnie poradził sobie z głodem… Odechciało nam się jeść na najbliższe 2 dni 😉 Radzimy sobie. Przecież mamy zaprzyjaźnioną już knajpkę, gdzie chodzimy na przygotowywane specjalnie dla nas noodelki z warzywkami i jajkiem… Zawsze można poprawić mango! Jedno jest pewne. Po powrocie nasze pocałunki będą baaardzo słodkie.

To jakaś plaga! Tak powiedział mi dzisiaj fotograf, który sprzedawał własnego autorstwa zdjęcia wulkanu. Stwierdził, że dzieje się coś bardzo niepokojącego z pogodą w tym roku. Te 3 dni, które tu jesteśmy naprawdę „dobijają”. Dziś wstaliśmy rano i też przywitał nas bardzo ulewny deszcz. I tak dzień był ładniejszy od wczorajszego, bo opady zanikały na czasem z górą 2 godziny. Fotograf nie powinien narzekać… Interes mu się kręci. W taką pogodę nie pozostaje nic innego, jak zabrać ze sobą odbicie góry w artystycznym ujęciu kogoś, komu wpadało więcej słońca w światło obiektywu niż nam. Potraficie wskazać choć jeden szczegół, którym różnią się poniższe zdjęcia?
day14_1

day14_2

Jesteśmy mocno zawiedzeni. Trzy dni poświęcone na próbę zbratania się z Mayon zostały CAŁKOWICIE zmarnowane. Liczyliśmy się z tym, że pogoda może pokrzyżować nam plany i wyjście w okolice krateru okaże się niemożliwe dla takich amatorów jak my, ale żeby przez 3 dni nie móc nawet go zobaczyć z daleka… Próbowaliśmy również z pobliskiego wzgórza, z innej troszkę perspektywy, ale warunki pogodowe wszędzie są podobne.

day14_3

Niestety nie potrafiliśmy tutaj znaleźć innej atrakcyjnej formy spędzenia czasu. Wszystko co tutaj jest ciekawego w rejonie, związane jest z obserwacją wulkanu z różnych miejsc lub wspinaczką na niego. Alternatywą może być obserwowanie i pływanie z największymi rybami na świecie – rekinami wielorybimi w Donsol, gdzie znajduje się ich „sanktuarium” – największe na świecie skupisko. Nie mieliśmy jakoś na to specjalnej ochoty. Pobłąkaliśmy się trochę po okolicy i po mieście Legazpi.

day14_4

Legazpi położone jest nad Pacyfikiem. Patrząc w ciemniejący wieczornym granatem oceaniczny horyzont przypominamy sobie, że to właśnie niedaleko stąd na wschód, są oceaniczne rowy Filipiński i Mariański – „blizny po szwach”, którymi Pan Bóg związał skorupę, po naciągnięciu jej na jądro Ziemi. To właśnie na tej ziemi, w miejscach po wkłuciach „Boskiej igły” z otworów wulkanicznych wciąż wydobywa się lawa i pył.
Jutro rano wylatujemy do Manili. Kilkaset kilometrów dystansu dzielący ją od Legazpi daje nam nadzieję, że spojrzymy jutro pogodzie prosto w pełne słonecznego blasku oczy, a nie tu, gdzie właśnie spoglądamy…

7 komentarzy to “Plagi Filipińskie”

  1. Stona Says:

    nikt nie mówił , że będzie łatwo.Dla wątpliwego pocieszenia mogę powiedzieć , że u nas słoneczko i przyjemnie ciepło jak się siedzi w aucie:) Pozdrawiam

  2. vagabundos Says:

    Hej!
    A spodziewać by się można, że o tej porze pogoda będzie niezła… Ponoć od lutego do maja jest najlepszy czas na pływanie z rekinami wielorybimi w Donsol. Nie wybieracie się? A może z powodu słabej pogody i z podwodnych olbrzymów w tym roku nici.

    My w Legazpi byliśmy pod koniec grudnia i też pogoda nas nie rozpieszczała. Pod Mayon lało, a i w Donsol tylko na próżno uganialiśmy się za rekinami.

  3. admin Says:

    My byśmy tej okazji pływania z rekinami nie przegapili. Nawet gdyby trzeba było pływać w deszczu lub mroźnej wodzie (to akurat nie grozi, ale podramatyzować warto ;-)) My w Nowej Zelandii w zasadzie na początku zimy też podejmowaliśmy próbę pływania z oceanicznymi ssakami. Niestety mimo wielogodzinnych starań ani delfinów ani wielorybów akurat tego dnia nie udało się spotkać. No, ale mamy czyste sumienie, że robiliśmy co mogliśmy 😉

  4. Ataner Says:

    Dosc dlugo do Was nie zagladalam, a tu takie zmiany. Super ! Nastepna wyprawa ! Gratuluje 🙂
    Pogody wspolczuje, mgla moze zepsuc plany kazdemu podroznikowi. My mielismy podobna sytuacje bedac w San Francisco, niestey nie udalo nam sie zobaczyc slawetnego Golden Gate wlasnie ze wzgledu na mgle ktora towarzyszla nam prawie przez caly nasz wyjazd do Oregonu i Californii.
    Pozdrawiam Was bardzo serdecznie, bede sledzila Wasza wyprawe z wielkim zainteresowaniem.

    P.S. A teraz wracam do archiwum przeczytac poczatki Waszej
    podrozy.

  5. Ataner Says:

    Opssss, juz widze ze byka strzelilam. Tak to juz jest jak czlowiek i nie czyta systematycznie.
    Mariuszowi i Ryskowi zycze duzo wspanialych wrazen i z wielka przyjemnoscia bede czytala ich relacje:)

  6. admin Says:

    Hej Renata,
    A jaką teraz tam macie pogodę (jak rozumiem w Chicago?)?
    Zaczęła się już wiosna czy jeszcze przebrzmiewa zima? Pozdrowienia!

  7. Ataner Says:

    Tak, z Chicago. Wiosny oczekujemy z utesknieniem:)

Leave a Reply