Australia – podsumowanie

Sydney było ostatnim miejscem w planie naszej podróży po Australii i stanowiło dobre ukoronowanie naszych miesięcznych zmagań z tym ogromnym krajem. Trzeba przyznać, że to co tu przeżyliśmy i zobaczyliśmy na długo pozostanie w naszej pamięci.
Przede wszystkim zachwyciła nas surowość i dzikość tutejszej przyrody i niesamowita różnorodność krajobrazów Australii. Od pięknie zagospodarowanych miejsc na wschodnim wybrzeżu do totalnej pustyni, sawanny w centrum kontynentu i wzgórz porośniętych trawą na której wypasa się zwierzęta. Do tego dochodzą okazy zwierząt, które w zasadzie żyją tylko na tym kontynencie i które stanowią symbole Australii.

Znak z kangurem

Zaskoczyło nas jak piękne i zwinne są kangury, jak ciekawskie i wszędobylskie są strusie emu i jak interesujące są unikalne zwierzęta o których istnieniu dopiero tutaj się dowiedzieliśmy. Wombaty, które nocą podgryzały nam nasz campervan wyglądały – zgodnie z opinią jednej z naszych czytelniczek – jak zwierzątka, które chce się nosić na rękach i głaskać 😉

Znak z wombatem

Moloch Straszliwy mimo, że niewielki naprawdę wzbudza szacunek i ze swoim niesamowitym wyglądem i unikalnym systemem pozyskiwania wody stanowi niesamowity ewenement światowej fauny. Papugi fruwające nad głowami dopełniały już tylko obraz tej pięknej przyrody a odgłosy niektórych ptaków są nie do powtórzenia (niektóre z nich brzmią jak dźwięki z gier komputerowych!). Nie udało nam się jedynie zaobserwować misia koali, ale koala śpi po 20, a nawet 22 godziny dziennie więc trzeba mieć niesamowite szczęście, żeby go spotkać. Zresztą to nie jedyna ciekawostka związana z tymi zwierzętami. Koala zjada jedynie liście eukaliptusa i potrafi ich w ciągu tej swojej dwu do czterogodzinnej aktywności dobowej zjeść ponad kilogram. Za to w ogóle niepotrzebne mu picie więc w zasadzie nie schodzi z wysokich konarów drzew eukaliptusa. Zresztą sama nazwa „coala” pochodzi z języka Aborygenów i oznacza „ten, który nie pije” (i bynajmniej nie chodzi o alkohol ;-)). Mieliśmy plan, który miał duże szanse na powodzenie na spotkanie z misiami koala, ale nie powiódł się bowiem las eukaliptusowy do którego zmierzaliśmy ze względu na bardzo obfite opady został zamknięty do odwołania (czyli zapewne do końca pory mokrej).

Znak z koalą

Kolejnym zaskoczeniem jakie spotkało nas na tym kontynencie jest ludność aborygeńska. Nie chodzi oczywiście o to, że tutaj nadal żyją, bo to jest oczywiste, ale o to jak liczna jest to ludność. W niektórych miasteczkach stanowią nawet większość mieszkańców! W całej Australii mieszka ich podobno około 300 tys, ale ponieważ większość z nich mieszka na terenach północnych i środkowej części Australii gdzie jest niewiele aglomeracji, a miasteczka są niewielkie więc stanowią w nich większość. Jako ludy żyjące tutaj zanim dotarli kolonizatorzy stanowili społeczność żyjącą bez większych zmian od kilkudziesięciu tysięcy lat! Gdy w XIX wieku rozpoczął się okres kolonizacji żyło tutaj ponad 600 plemion a każde z nich władało swoim własnym językiem! Rządy Australii stosowały wobec nich przymusową asymilację i – aż trudno w to uwierzyć! – dopiero w latach sześćdziesiątych skreślono ich z listy flory i fauny uznając za ludzi. Dziś żyją wśród innych, ale nadal widać w nich koczownicze przyzwyczajenia i dziką naturę. W zasadzie nie używają obuwia, chodząc na boso nawet po rozpalonym na słońcu piachu i kamieniach, na których trudno czasem wytrzymać w profesjonalnym obuwiu. Wstyd przyznać, ale mimo, że rząd australijski dwa lata temu oficjalnie przepraszał za wszystkie represje jakie stosowano wobec Aborygenów (polecamy szerszą lekturę w tym temacie, szczególnie odnośnie tzw. „skradzionego pokolenia”) nadal nie są traktowani jednakowo. W wielu sklepach, restauracjach czy po prostu barach umieszczone są tabliczki z informacją, że obsługuje się tylko klientów w obuwiu i odpowiednio ubranych, co biorąc pod uwagę przyzwyczajenia ludności aborygeńskiej automatycznie mocno ich ogranicza. I pomyśleć, że dzieje się to w kraju, który aż do XVIII wieku pozostawał w zupełnej izolacji od reszty świata!

Aborygeni

Poza interesującą antropolgiią i zachwycającą przyrodą zauroczyć mogą australijskie miasta. Wszystkie są bardzo zadbane i utrzymane. Czystość i niesamowite połączenia architektury w centrach aglomeracji naprawdę robią duże wrażenie i sprawiają, że łatwo w tych miastach się zakochać. Piękne zabytki sąsiadują tutaj z nowoczesnymi wieżowcami. Parki wkomponowują się w zurbanizowane obszary miast. Rzeki przedzierają się pomiędzy teatrami i muzeami. I żaden z tych mariażów nie kłóci się ani trochę. Faworytem pod tym względem jak dla nas jest Brisbane ale Melbourne i Sydney również nas zachwyciły.

Melbourne

Najbardziej zaskoczyła nas jednak część Australii zwana outbackiem (czyli takimi dzikimi peryferiami). Nie spodziewaliśmy się, że obrazy z dzikiego zachodu, które zwykło się oglądać w westernach są jak najbardziej żywe i dobrze się mają właśnie tutaj – w centrum Australii! Pył, kurz, czerwone skały, kaktusy, ogromne liczby kopców termitów, porzucone przy drodze wraki samochodów i małe miasteczka z niską, drewnianą zabudową to cechy charakterystyczne tego regionu. W dodatku zabudowa bardzo często stoi tam niezmiennie od drugiej połowy XIX wieku i dokładnie tak jak te budynki wyglądają tutejsi mieszkańcy. Dżinsy, kraciaste koszule, kowbojskie kapelusze to standard – żadna „parysko-londyńska” moda się tutaj nie ima. W dodatku broń też nikomu nie jest tutaj obca.

Herbatka

Życie toczy się wolno i leniwie bo i dokąd się śpieszyć? Do najbliższego innego miasteczka jest tutaj najczęściej kilkaset kilometrów więc wyjazd to już poważna eskapada 😉 Można skorzystać z pociągu, ale ten dociera tylko w niektóre miejsca outbacku i w dodatku kursuje nie częściej niż dwa razy w tygodniu. Jedną nitką kolejową działającą wahadłowo nie da się wypuścić pociągów w dwóch kierunkach. Same stacje kolejowe są na ogół zabytkami pamiętającymi czasy budowy kolei więc doskonale dopełniają tego klimatu.

Stacja kolejowa

Nasza podróż po Australii trwała miesiąc i w tym czasie pokonaliśmy ponad 9600 km. To tak jak byśmy wyruszyli w Warszawy przez Niemcy, Belgię, Francję, Hiszpanię i Portugalię i dotarli do brzegu Europy, potem zawrócili i pojechali przez Hiszpanię, Szwajcarię, Włochy, Austrię, Węgry, Czechy wracając do Warszawy, a potem znowu pojechali do Portugalii nad ocean 🙂 Z tej trasy 1200 kilometrów przejechaliśmy autostopem, a prawie 5800 kilometrów pożyczanymi samochodami. I to wszystko w jednym miesiącu! Dla porównania w Chinach przejechaliśmy o 2000 kilometrów więcej, ale tam w większości podróżowaliśmy pociągami i zajęło nam to prawie 3 miesiące. Nie zobaczyliśmy zachodniej i północnej Australii, ale nie sposób zobaczyć wszystkiego będąc w podróży dookoła świata 😉 Trasa jaką przebyliśmy przedstawia się następująco:

Nasza podróż przez Australię

Na koniec należy wspomnieć o tym co najważniejsze. W Australii spotkaliśmy niesamowicie przyjaźnie nastawionych i uśmiechniętych ludzi, którzy wielokrotnie nam pomagali. Odczuliśmy to nie tylko wtedy gdy wymienialiśmy między sobą zwyczajowe serdeczności, ale wtedy gdy taka uprzejmość jest najbardziej poddawana próbie. Mogliśmy korzystać z mieszkania u Jona w Brisbane; w Mount Isie korzystać ze wsparcia Grega po wypadku jakiemu ulegliśmy; podróżować 600 kilometrów z kierowcą ogromnej ciężarówki gdy zostaliśmy bez samochodu. Korzystać ze wsparcia mieszkańców Boulii, a nawet miejscowej policji. Jednym słowem nie zawiedliśmy się ani trochę na tych uśmiechach, które początkowo wydawały się nam nieco sztuczne.

Kierowca ciężarówki

Ludzie bez względu na to czy się znają czy nie bardzo często witają się na ulicach mówiąc sobie angielskie „dzień dobry” lub „jak się masz”. Nawet – co warte podkreślenia – kierowcy na drogach (szczególnie stanu Terytoriów Północnych) wymieniają się pozdrowieniami wykonując charakterystyczny ruch ręki nad kierownicą. Wszystko to naprawdę bardzo miłe i choć początkowo wydawało nam się lekką przesadą teraz patrzymy na to jako na coś co warto przenosić do naszych rodzimych krajów. Odrobina uprzejmości zawsze sprawia, że żyje się nam lepiej. Bez względu na to czy żyjemy w środkowej Europie czy w środkowej Australii 😉

A teraz prosimy o kliknięcie w brzuszek Pajacyka na stronie aby zapewnić w ten sposób posiłek niedożywionym dzieciom z Polski.

10 komentarzy to “Australia – podsumowanie”

  1. Basia Says:

    pierwsza!! pozdrawianie każdego człowieka spotkanego na ulicy…to mogłoby w Polsce nieco złagodzić obyczaje. Może nawet piesi mogliby przestać wymuszać pierwszeństwo, bo kierowcy zaczęli by ustępować…ech marzenia

  2. admin Says:

    Drudzy! 😉 Basia jak zwykle niezastąpiona 🙂 Piękne marzenia. A jakie praktyczne! Polecamy polski film „Zero”. Wypisz wymaluj sytuacja o której piszesz… Pozdrawiamy!

  3. Ewa Says:

    Trzeci, 🙂 nie znamy filmu, o którym mowa, ale postaramy się nadrobić zaległości! To jest realne, ktoś musi zacząć, więc zaczynamy – uśmiechy i gotowość niesienia pomocy wszystkim wokół!
    Kolejna rzecz, która się nam podoba, to przeliczenie tych wszystkich kilometrów – już wiemy ile przejechaliście po Australii = na konkretach, łatwiej sobie wyobrazić!!!!
    Teraz możecie powiedzieć „Ahoj przygodo!” My też pojedziemy translokować samochody po Australii, to nam się bardzo podoba – stopem też można ale bardziej podoba mi się perspektywa taka właśnie, wreszcie spełnię swoje marzenie – będę szoferem, bo takiej gratki nie mogę u nas znaleźć! Dzięki za wspaniałe i inspirujące wpisy! 🙂

  4. Alicja Says:

    No dobra – zaczynamy licytację na życzliwość. 2 dni temu kolezanka i ja przygarnęłśmy grupę pałętających się bez pomysłu ludzi spoza Łodzi do Irish Pubu, gdzie spędzilismy razem znakomity wieczór. Polecam wszystkim:)))!

  5. Ewa Says:

    A inni nie wiedząc o naszej inicjatywie też się włączają, dziś kierowca półciężarówki zatrzymał się z uśmiechem i przepuścił mnie na ulicy (choć nie było to na przejściu) a obca pani potrzymała mi drzwi, kiedy wracałam z siatami – i jeszcze podbiegła żeby zdążyć! Ja nie miałam tak spektakularnych okazji, ale będę się starała!

  6. Basia Says:

    jeśli dobrze pamiętam, to na braniu przykładu z filmu „zero” najbardziej skorzystaliby ludzie, którym daje się napiwki, więc radzę wszystkim przejście do sektora taksówek, restauracji, ulicznych sprzedawców prasy…;)
    pozdrawiam ze Szczytna, gdzie dzielni policjanci obalają mity z filmów sensacyjnych i zdradzają szczegóły zbrodni doskonałej 🙂

  7. admin Says:

    Basia, Ty to masz dopiero ciekawe zajęcia! Niedługo jeszcze CBŚ a potem to już tylko FBI, CIA itd. 😉 Apropos filmu „Zero” to z tymi sprzedawcami prasy racja. Temu to się dopiero trafiło! 😮 Chcieliśmy jednak zwrócić uwagę na sytuację gdy taksówkarz darł się w niebogłosy na niczemu winną kobiecinę przechodzącą na pasach „na zielonym” (bo przecież on miał zieloną strzałkę) 🙂 Przywołanie było w nawiązaniu do Twojego komentarza o pieszych i kierowcach. Pozdrawiamy Szczytno i resztę kraju!

  8. admin Says:

    Ewa, Ala. No to się dopiero chwali! Jesteśmy pełni podziwu w związku z tymi akcjami! Nawet niczego nie świadomi ludzie przyłączają się do tej akcji – pięknie powiedziane 🙂 Oby tak dalej! No, a na akcję z Irish Pubem to my też z chęcią się piszemy. Jak będziemy w kraju to z chęcią się pobłąkamy bez pomysłu w nadziei na dobre piwo 😉 Pozdrowienia z drugiej półkuli!

  9. Grzegorz Z. Says:

    Hej hej 🙂 A swoją drogą gdzie jesteście 🙂 Już od kilku dni nie ma nic nowego 🙂 Pozdrawiam z Wawy
    Grześ

  10. admin Says:

    Witaj Grzegorz. Właśnie przygotowujemy kolejny wpis więc lada moment będzie można przeczytać 🙂 Póki co serdecznie pozdrawiamy i witamy w gronie czytelników!

Leave a Reply