Jak się żyje w raju

No i jak to zwykle bywa wszystko co dobre szybko się kończy! Jutro opuszczamy cudowną Ko Phayam (jutro czyli w poniedziałek – ale nie wiemy kiedy uda nam się znaleźć jakiś Internet żeby opublikować ten wpis, więc może już jak to czytacie, to my jesteśmy gdzieś dalej) mając nadzieję kiedyś tu wrócić (najchętniej jeszcze zanim dzikie tłumy turystów przerobią to miejsce na kolejny Ko Phangan albo Ko Samui).
Ale co tam, w chwili kiedy to piszę jest nasz ostatni wieczór na wyspie, przez okno naszego drewnianego domku widać zachodzące wprost do morza słońce, słychać rozbijające się o brzeg fale i brzęczące świerszcze… więc idealny klimat, żeby napisać relację z tygodnia „w tajskim raju”.

zachod

W największym skrócie podsumowując czas, jaki tu spędziliśmy – największe lenistwo świata w jednym z najpiękniejszych miejsc na Ziemi (tak, to kolejne miejsce, które tak nazwaliśmy ale to nie nasza wina, że jest tyle tak pięknych zakątków :-)). Atrakcji towarzyszących temu lenistwu było co niemiara, więc nawet nie zauważyliśmy, kiedy minęło 6 dni które na tę wyspę przeznaczyliśmy.
Już pierwszego dnia pożyczyliśmy z „recepcji” naszego guesthouse’u maski do snorkelingu i wyruszyliśmy na poszukiwanie miejsc oznaczanych na mapach wyspy, jako te, gdzie warto snorkelingować. Oczywiście autorzy map się nie mylili, znaleźliśmy niemal przy samym brzegu super podwodne skały i rafy koralowe, w których mieszkały ryby, jakie do tej pory oglądaliśmy tylko na filmach.

snorkeling

Na takim obserwowaniu życia morskiego można spokojnie spędzić kilka godzin, ani przez moment się nie nudząc. Różnorodność ryb, ich zachowania, ciekawość z jaką przyglądały się nam, w ogóle się nie bojąc, są po prostu niesamowite! Już w Kambodży staliśmy się zagorzałymi fanami snorkelingu, więc można powiedzieć, ze tu rozwijaliśmy naszą pasję. Pewnie byłoby nam z tą pasją łatwiej, gdybyśmy kupili sobie własny sprzęt i nie musieli ciągle pożyczać i wiecznie kombinować, żeby maski nie przeciekały (np. zawiązując je sznurkiem wokół głowy) i nie straszyli w wodzie ryb nieskoordynowanymi ruchami wynikającymi z zalewania się masek, no ale wszystko w swoim czasie, póki co uprawiamy snorkeling w wersji survivalowej, ale i tak jest super! Co prawda czasami takie zalanie maski oznacza konieczność natychmiastowego złapania gruntu pod nogami i wylania wody z maski i z nosa, co bywa trudne na większych głębokościach, a znalezione gdzieś pod wodą fragmenty skał albo wielkie kamienie są często ostre i ranią stopy, jednak każda przyjemność ma swoją cenę, wiec my mamy poranione stopy ;-).
Jeden cały dzień spędziliśmy na wycieczce łódką dookoła wyspy! Główną atrakcją wycieczki było łowienie ryb a nagrodą za skuteczny połów – oczywiście snorkeling – tym razem na dużych głębokościach, daleko od brzegu. OK, nie jesteśmy z tego bardzo dumni, bo to dosyć makabryczna rozrywka, ale bardzo nam się podobało łowienie ryb! Sprzęt do łowienia był rodem z opowieści o sztuce przetrwania na bezludnej wyspie – kółko z nawiniętą kilkumetrową żyłką i na końcu haczyk. I co najważniejsze – to działa!

ryba

My w sumie złowiliśmy 5 sporych, jadalnych ryb, które wieczorem usmażyliśmy na ognisku! Były oczywiście rewelacyjne a poza tym, to taka wprawka, gdyby kiedyś przyszło nam na poważnie samodzielnie zdobywać pożywienie 🙂 Pierwsza lekcja zaliczona – damy radę złowić i usmażyć rybę. No i oczywiście nasze ukochane podglądanie życia podwodnego pzez pożyczone maski! Hitem były najprawdziwsze na świecie Rybki Nemo (czyli Błazenki) – dokładnie tak, jak w filmie, zamieszkujące jeden gatunek ukwiału! Strasznie szkoda, że nie mamy podwodnego aparatu fotograficznego, albo najlepiej kamery, bo trudno tę różnorodność gatunków i kolorów opisać (moglibyśmy wrzucić filmik, komentarz „miłego oglądania” i po sprawie ale w zastępstwie zamieszczamy znalezione w sieci zdjęcie „Nemo” – ujęcie niemal dokładnie takie, jakie my oglądaliśmy:-)).

nemo

Kolejna ryba, która powaliła nas na kolana – to coś pomiędzy rybą a samolotem – ryba latająca tuż nad powierzchnią wody, w pozycji prawie pionowej tak, że tylko końcówkę ogona ma w wodzie. A jaką szaloną prędkość rozwija! Po prostu niesamowite! (BTW. czy ktoś może wie, co to za gatunek ryby? Niestety „leciała” tak szybko, że nie wiemy nawet jakiego jest koloru). Inną ciekawą rybą jaką mieliśmy okazję podziwiać „w akcji” była centkowana, lekko najeżona ryba, która potrafi się nadymać i osiągać objętość wielokrotnie większą niż normalnie. Wygląda wtedy jak ogromny jasny balon! 🙂 Zresztą różnorodność roślin i zwierząt na wyspie jest ogromna! Leżąc na plaży podziwialiśmy krążące nad naszymi głowami ogromne ptaki drapieżne, ale też malutkie ptaszki podobne do kolibra, a w łazience w naszym domu spotkaliśmy ogromną jaszczurkę. Wszystko wygląda jak z filmów przyrodniczych.

widok

Kolejne dni spędzaliśmy głównie na plaży. Bo przecież nawet zwykła kąpiel w morzu, przy temperaturze wody osiągającej 30 stopni jest nie lada atrakcją. Tym bardziej, że dochodzą do tego ogromne, kilkumetrowe fale! Zabawa przednia! A dodatkowo można jeszcze pożyczyć taki mały, lekki, jednoosobowy kajak i w nim próbować pokonywać fale :-).

fala

A, no i kolejną, ogromną zaletą wyspy było jedzenie (jak zresztą w ogóle w Tajlandii a może i po prostu w tej części świata). Już na początku naszego pobytu odkryliśmy małą lokalną knajpę na plaży, w której jedzenie było nieziemsko pyszne i całkiem niedrogie. Chodziliśmy tam codziennie, eksperymentując z najróżniejszymi tajskimi potrawami i wszystkie były rewelacyjne, ale zdecydowanymi hitami były świeżo łowione owoce morza na wszelkie możliwe sposoby oraz tajska zupa Tom Yam.
Jutro ruszamy w dalszą drogę, w stronę Malezji. Jeszcze bez dokładnego planu którędy i jak chcemy tam dotrzeć, ale to nie pierwszy taki spontan, więc liczymy na to, że wszystko się uda :-).

2 komentarze to “Jak się żyje w raju”

  1. Ola Says:

    hej, hej, wreszcie udaje mi sie napisac pierwszego posta:)) strasznie fajnie dajecie sobie rade a propos przeciekajacych masek i nie tylko, mi tez czesto przeciekały, ale zamiast wpaść na tak nieskomplikowany pomysł, siałam panikę w podwodnym świecie:) poza tym cały czas śledzę Wasze przygody i trzymam kciuki za dalsze podboje świata.
    P.S. jak znajdujecie tak wspaniale miejsca?
    pozdrawiam cieplo!!!

  2. admin Says:

    Cześć Oluś 🙂 Witamy w gronie czytelników – komentatorów 🙂 Dzięki za miłe słowa! Pomysł ze sznurkiem może nie jest zbyt skomplikowany, ale też nie jest najskuteczniejszy, więc raczej nie polecamy. Sami nie wiemy jak znajdujemy tak wspaniałe miejsca… pytamy ludzi, czytamy przewodniki, przeszukujemy internet i rozważamy wszystko to, co jest opisane jako „mało turystyczne”, mało ruchliwe itp 🙂 Pozdrawiamy serdecznie!

Leave a Reply