Halong Bay czyli Yangshuo na wodzie

Po dwóch dniach spędzonych w Hanoi połowa z nas (dodajmy że w bardzo trafnym, choć mocno potocznym, ujęciu – ta „lepsza połowa”) miała zdecydowanie dosyć tego miasta. Tłoku, hałasu, spalin i milionów motocykli wypełniających dosłownie każdy centymetr krajobrazu stolicy Wietnamu (chociaż podobno w Sajgonie jest jeszcze gorzej pod tym względem!). Zdecydowaliśmy więc, że należy nam się odpoczynek. Szczerze mówiąc do niedawna byliśmy kompletnymi ignorantami w temacie Wietnamu (głównie w ujęciu turystycznym) i zupełnie nie wiedzieliśmy, co warto tu obejrzeć, ale na szczęście spotykani po drodze ludzie stanowili nieocenione źródło informacji i inspiracji. To właśnie od poznanej w Laosie pary Amerykanów dowiedzieliśmy się, że z Hanoi punktem obowiązkowym jest wycieczka na Halong Bay, czyli do Zatoki Lądującego Smoka. Dopiero poszukując dodatkowych informacji na ten temat przekonaliśmy się, że to jedno z najpopularniejszych i najczęściej odwiedzanych przez turystów miejsc w Wietnamie, a także kolejny na naszej trasie punkt wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Zatoka ma 120 kilometrów linii brzegowej, a jej powierzchnia wynosi około 1553 kilometry kwadratowych. Na jej obszarze znajduje się 1969 wapiennych monolitycznych wysypek przeróżnych kształtów i rozmiarów. Skały te kryją w sobie niezliczone ilości jaskiń i wapiennych źródeł. Nic więc dziwnego, że Zatoka Halong Bay pretenduje do miana jednego z Nowych Siedmiu Cudów Świata.
W samym Hanoi nasz apetyt na zobaczenie tego miejsca na każdym kroku potęgowały zdjęcia i oferty agencji turystycznych prześcigających się w proponowaniu jak najlepszych wycieczek na Halong. Początkowo zastanawialiśmy się, czy w ogóle interesować się wycieczkami, czy pojechać tam na własną rękę, bez tłumu turystów dookoła, tym bardziej, że pierwsze ceny wycieczek, na jakie trafiliśmy oscylowały w okolicach 30 USD za osobę za wycieczkę 1-dniową i 60 USD za 2-dniową, co zdecydowanie przekraczało nasz budżet. Jednak okazało się, że hotel w którym się zatrzymaliśmy również organizuje wycieczki na Halong Bay w bardzo konkurencyjnej cenie – 30 USD za 2-dniową wycieczkę (z noclegiem na statku). Dodatkową zachętę stanowiły dwie dziewczyny, które właśnie z takiej samej wycieczki wróciły i były bardzo zadowolone i polecały. Daliśmy się więc przekonać i już następnego dnia o 8.00 rano siedzieliśmy w busie, który wiózł nas do zatoki, oddalonej od Hanoi o 170 km. Po mniej więcej trzech godzinach dotarliśmy do zatoki, a naszym oczom ukazały się trochę znajome widoki – wystające z wody skały łudząco przypominały widoki, które podziwialiśmy w chińskim Yangshuo (zobacz wpis: Yangshuo – mekka travelersów). Przesiadka z busa na statek poszła bardzo sprawnie, więc już wkrótce siedzieliśmy na górnym pokładzie naszej łodzi, z którego oglądaliśmy widoki. A te rzeczywiście były imponujące. Patrząc na skały, ma się wrażenie, jakby ktoś powrzucał do wody wielkie, nie mieszczące się pod powierzchnią kamienie, porośnięte gęstą, tropikalną roślinnością.

Halong Bay 1

Halong Bay 2

Legenda jednak głosi, że w zamierzchłych czasach, gdy Wietnamczycy walczyli z najeźdźcą, bogowie zesłali na ziemię rodzinę smoków, które miały pomóc w obronie przed wrogiem. Smoki wypluwały więc perły, które stykając się z wodą kamieniały, tworząc mur skał wapniowych, o który rozbijały się okręty wroga. Po zwycięskiej wojnie i wywiązaniu się ze swoich obowiązków, smoki zdecydowały, że chcą pozostać na ziemi. Miejsce, w którym wylądowała matka smoków nazwano Halong Bay (dosłownie: tam, gdzie smok schodzi do wody).
Wiele wysp leżących na obszarze Halong Bay ma nazwy, nadane im przez lokalną ludność, ze względu na kształt. Np. wyspa znajdująca się po prawej stronie na poniższym zdjęciu nazywa się Słoń:

Halong Bay 3

Pierwszego dnia pływaliśmy po zatoce, oglądając najpiękniejsze i najbardziej niesamowite skały a także odwiedziliśmy „fishing community” czyli złożone z kilku gospodarstw osady rybackie, zbudowane na pływających po powierzchni wody balach. Mieszkańcy tych osad utrzymują się z połowu ryb oraz hodowli najróżniejszych wodnych stworzeń.

Fishing Community

Po wizycie u rybaków wróciliśmy na statek, gdzie czekał na nas lunch. Podano oczywiście smażoną rybę z ryżem i warzywami – było przepyszne!
Atrakcją po lunchu było zwiedzanie największej do tej pory odkrytej jaskini na Halong Bay. Jaskinia jest ogromna, pięknie oświetlona, pełna imponujących nacieków i stalaktytów i… bardzo podobna do widzianej przez nas wcześniej w Chinach Reed Flute Cave. Dlatego też pewnie nie zrobiła na nas tak wielkiego wrażenia, jakie zrobiła na innych uczestnikach naszej wycieczki. Trochę zresztą sobie wyrzucaliśmy to, że już jesteśmy tak wymagający, że takie cuda nie zapierają tchu w piersiach bo „przecież już to widzieliśmy” więc staraliśmy się nabrać dystansu i uważnie przyjrzeć się jaskini. Rzeczywiście jest wspaniała i imponująca, choć nawet kształty, w jakie układają się skalne rzeźby, są podobne do tych w Reed Flute Cave.

Jaskinie

Zachód słońca nad Pacyfikiem oglądaliśmy przepływając w pobliżu największej wyspy zatoki – Cat Ba Island.

Halong Bay 4

Ponad połowę powierzchni tej wyspy stanowi Park Narodowy. Jest to również jedna z dwóch zamieszkanych wysp na Halong Bay, z bogatą infrastrukturą hotelowo – turystyczną, a z lądu oprócz łodzi, można się tam dostać promem, dostosowanym do przewożenia samochodów i oczywiście motorów 🙂
Gdy zapadał zmrok, dopłynęliśmy do statku, na który przesiadaliśmy się, żeby spędzić na nim noc. Po małym zamieszaniu z przydziałem kajut, wszyscy zostali zakwaterowani i była chwila „czasu wolnego” przed kolacją a później „wieczorkiem zapoznawczym” :-). Podczas kolacji siedzieliśmy przy stoliku w doborowym towarzystwie, jak rodem ze starych dowcipów – „był sobie Polak, Rusek i Niemiec”, a dokładnie dwóch par – z Niemiec i Rosji 🙂 Żeby tradycji stało się zadość kolega z Moskwy postawił na głowie całą obsługę statku, żeby zdobyć wódkę do celów integracyjnych. Niestety wódki nie przewidziano (z alkoholi było dostępne tylko piwo), jednak Denis przez kilkanaście minut chodził krok w krok za przewodnikiem wycieczki i podsuwał mu coraz nowsze pomysły – w jaki sposób można barek zaopatrzyć w alkohol wysokoprocentowy. W akcie desperacji tłumaczył przewodnikowi, żeby ten wziął kajak i popłynął do najbliższej osady rybackiej, bo tam przecież na pewno mają sklep z wódką (dla ścisłości zaznaczamy, że osada rybacka to ok. 5-7 domków rybackich pływających po wodzie i sklepów tam z całą pewnością nie ma). Niestety wódki nie udało się zdobyć i ku rozpaczy Denisa musieliśmy zadowolić się piwem ale wieczór i tak był bardzo udany.
Cała nasza wycieczka liczyła raptem 16 uczestników, z różnych krajów i w różnym wieku. Wszyscy byli bardzo mili a w tak kameralnym gronie łatwo z każdym choć chwilę pogadać, nawiązać nowe znajomości i wymienić się doświadczeniami.
Wieczorem odbyła się najbardziej integrująca część wycieczki, czyli karaoke! Wrzaskom i piskom nie było końca.
Plan kolejnego dnia wycieczki przewidywał pobudkę o 7:00 rano, następnie pół godziny na kajakach, później pół godziny pływania w oceanie a o 8.00 śniadanie. Brzmiało to bardziej jak harmonogram obozu sportowego a nie wycieczki na Halong Bay. Rano wstaliśmy pełni dobrych chęci, bo skoro taki jest plan to się dostosujemy, ale było tak wcześnie, zimno i śpiąco, że zdecydowaliśmy tę godzinę do śniadania spędzić na leżakach na górnym pokładzie, obserwując wstający nad Pacyfikiem dzień i osady rybackie budzące się do życia. Zresztą nie byliśmy jedynymi, którzy zrezygnowali z wojskowej dyscypliny na rzecz słodkiego lenistwa, więc sumienie mieliśmy spokojne.
Po śniadaniu wróciliśmy na statek, którym pływaliśmy dzień wcześniej i odbyliśmy kolejny rejs wokół pięknych wysp Halong Bay. Wczesnym popołudniem statek przybił do brzegu, gdzie w pobliskiej restauracji czekał na nas obiad, a po obiedzie, autobusem wróciliśmy do Hanoi.
Mimo, że pogoda nas podczas tej wycieczki nie rozpieszczała – było dosyć mglisto, przez co widoczność była mocno ograniczona – to, co zobaczyliśmy faktycznie kwalifikuje się do miana kolejnego cudu świata!

Halong Bay 5

Halong Bay 5

Oglądanie tego, przy pięknej, słonecznej pogodzie i przejrzystym powietrzu byłoby już po prostu szczytem rozpusty 🙂

Jak na najtańszą z możliwych, opcję tej wycieczki wszystko było naprawdę super! Bardzo dobra organizacja, pyszne jedzenie, czyste kajuty na statku – czegóż więcej chcieć? Co prawda kajaki mogłyby być zaplanowane bliżej południa, ale i tak było warto!
Po powrocie do Hanoi mieliśmy tylko godzinę do kolejnego autobusu, którym udawaliśmy się w środkową część Wietnamu. Naszym następnym celem jest Hoi An położone o prawie 600 km na południe od Hanoi.

6 komentarzy to “Halong Bay czyli Yangshuo na wodzie”

  1. Basia Says:

    wspaniałe nazewnictwo – zatoka lądującego smoka – i fantastyczne widoki. po czymś takim nietrudno uwierzyć w opowiadaną Wam legendę :). Pozdrawiam!!

  2. admin Says:

    Zgadza się. Wypisz, wymaluj smocze lądowisko. I te jaskinie. Ma się wrażenie, że jakieś smoki się jeszcze tam czają łypiąc na podróżników zza gór… 🙂 Pozdrawiamy!

  3. Nguyen Bang Giang Says:

    W jakim hotelu wynajmowaliście pokój? Pytam bo jako ciekawostka, właściciel hotelu Ha Long Plaza (****) jest absolwentem polskiej uczelni. Byłem naprawdę miło zaskoczony niezwykłą gościnnością tego Pana i jego rodziny. Można czytać o tym tutaj:

    http://fotoplenery.eu/joomla/inne-zakatki-swiata/wietnam-zatoka-ha-long.html

    A moje zdjęcia z Ha Long można oglądać tutaj:

    http://www.banggiang.net/gallery/main.php?g2_itemId=17

    Nie nocowałem na morzu, trochę szkoda, ale byłem tam na bardzo krótko. Gratuluję wspaniałej podróży i ciekawych przygód.
    Pozdrowienia,
    Giang.

  4. admin Says:

    Po raz kolejny gratulujemy pięknych zdjęć i artykułów, Giang! Nie nocowaliśmy w hotelu w Ha Long Bay’u. Dotarliśmy tam bezpośrednio z Hanoi i po nocy spędzonej na łodzi wróciliśmy z powrotem do stolicy. Właściciel Ha Long Plaza musi być zamożnym człowiekiem. Fajnie, że łączy Was z Polską tak wiele. Wielki szacunek dla Waszych dokonań. Twoje strony o programowaniu i słownik Wietnamsko-Polski jest super. Pozdrawiamy serdecznie!

  5. Nguyen Bang Giang Says:

    Dziękuję za komplement 🙂 Właściwie Ha Long Plaza jest tylko częścią interesu tego Pana. Zajmuje się m.in. hodowaniem owoców morza na eksport do Europy. Mówił nam. że tęskni za żurkiem z jajkiem, zwłaszcza tym z jakiegoś barku pod Lublinem 🙂

  6. admin Says:

    My za żurkiem też tęsknimy. I to jak! A poza tym za bigosikiem, pierogami i w ogóle za Polską 🙂 Całe szczęście tu w Wietnamie wybór restauracji jest tak bogaty, że można też pojeść po europejsku 😉 Pozdrowienia serdeczne!

Leave a Reply