Yangshuo – mekka travelersów

Do Yangshuo wybraliśmy się bezpośrednio z Guilin jako, że jest to najprostsza droga dotarcia do tego niewielkiego jak na warunki chińskie miasta, które stało się istną mekką turystów w Chinach. Z Gulinu do Yangshuo jest tylko 65 km i można tę trasę pokonać rzeką Li na bambusowej łódce (która jest bardzo popularna wśród turystów) lub autobusem. Autobusy odjeżdżają w zasadzie co pół godziny i kosztują tylko 15 yuanów od osoby więc są o wiele korzystniejszą formą transportu. Bambusowa łódka kosztuje od 120 yuanów w górę, ale trafiliśmy na taki stan wody rzeki Li, że w niektórych miejscach można było przejść rzekę w wodzie sięgającej do kostek więc tego rodzaju transport działał na zasadzie łączonego: najpierw autobus do jakiejś miejscowości na trasie, potem przesiadka na łódkę, potem po spływie w odległości 15 km od Yangshuo znowu przesiadka do autobusu. Z wieloma bagażami raczej to mało atrakcyjne i drogie więc autobus okazał się być najsensowniejszy -)

img_6590

Yanshuo to prawdziwa mekka turystów i travelersów. Miasto ma ponad 300 tys. mieszkańców, ale jego główne centrum jest ściśnięte na małej powierzchni i można je obejść na pieszo w pół godziny.
Główna ulica miasta to Pantao (przy niej znajduje się dworzec autobusowy), ale nie ona jest atrakcją turystów. Na potrzeby tłumów jakie odwiedzają to miasto zagospodarowano West Street, na której znajdują się dziesiątki restauracji, barów, hoteli i sklepów. Obraz zupełnie nie podobny do Chin i przypominający najbardziej zatłoczone deptaki w europejskich miastach (oczywiście pozostawiając w klimacie azjatyckich, ściśniętych i stłoczonych miejsc z mnogością szyldów i kolorów).

img_6577

Oprócz niewątpliwych zalet jakie ma to miasto, a do których należą restauracje serwujące wreszcie coś zbliżonego do potraw europejskich i to czego bardo brakowało nam w Chinach: stoliki, ławki i parasole na podwórkach przed restauracjami, to ma to niestety również sporo wad. Przede wszystkim ceny. Miejscowi tak się „rozbujali” na rzeszach turystów, że wszystko jest tutaj kilkakrotnie droższe niż w innych miejscach Chin. Poza tym obraz wielu turystów z plecakami i grubymi przewodnikami Lonely Planet w rękach jest dla nas czymś co działa jak płachta na byka. Nauczyliśmy się już korzystać z lokalnych małych barów i restauracji, dogadywać się z Chińczykami i czuć się jak członkowie lokalnej społeczności, bez potrzeby żadnych angielskich nazw i tłumów turystów. Te tłumy sprawiły, że tutejsi ludzie nie są już tacy otwarci i normalni, a w ich oczach widać tylko symbol yuana. Nawet w sklepach umieszczane są kartki z napisem „No bargaining” co wykracza poza normalne zasady handlu gdzie kupujący i sprzedający ustalają warunki zakupu. Jak dla nas takie miejsca należy omijać szerokim łukiem. I pewnie my również tak byśmy zrobili gdyby nie dwa fakty: 1) nie wiedzieliśmy jak wygląda Yangshuo, a każdy przewodnik i każdy turysta twierdzi, że to obowiązkowa pozycja w tej części Chin, 2) Yagshuo znajduje się w tak pięknym otoczeniu, cudownych gór i natury, że rekompensuje to te rzesze plecakowców 🙂
Największe wrażenie oprócz „niechińskich” deptaków Yangshuo, robi otoczenie niesamowitych gór, które wyglądają jak porozrzucane górki rysowane przez przedszkolaków kredkami na białych kartkach. Wystrzeliwują ni stąd ni zowąd w górę ku niebu jak rozmaitych kształtów stożki lepione ze skał, jest ich tyle i tak nienaturalnie porozrzucanych, że ten widok jest czymś co po prostu trzeba zobaczyć! Do tego dochodzi piękna bujna roślinność i klimat. Naszym zdaniem to największa atrakcja tego miasta.

pic_0244

Oczywiście, żeby to zobaczyć w pełnej krasie należy wyjść z miasta lub po prostu pożyczyć rowery i pojechać jak najdalej za miasto. Zresztą z racji tej liczby turystów wypożyczalnia rowerów znajduje się tutaj na każdym kroku więc za 10 yuanów można pożyczyć rower na cały dzień i hola za miasto!
Kierunek najczęściej obierany przez turystów to wprost na południe od miasta. Znajdują się tam bowiem główne „atrakcje” tego rejonu: Wilkie drzewo Banyan (Big Banyan Tree), Jaskinia Wody Księżycowej (Moon Water Cave) i Księżycowe Wzgórze (Moon Hill), a także kilka innych jaskiń i przystań łódek bambusowych na rzece Yulong, która wpada potem do rzeki Li.
Niestety naszym zdaniem wszystkie te „atrakcje” są po prostu lokalnym pomysłem na wabienie turystów i wypłukiwanie ich z pieniędzy. Ani drzewo, ani jaskinie, ani nawet Moon Hill nie są niczym rzucającym na kolana i spokojnie mogłyby być pozostawione jako część tutejszej natury i wtedy budzić podziw co bystrzejszych turystów, którzy „odkrywali” by te miejsca. Wybudowanie wokół tych miejsc całej infrastruktury turystycznej (kasy biletowe, toalety, sklepiki, restauracje itp.) spowodowały, że miejsca te kompletnie straciły swój urok i wydają się być zwykłą turystyczną szmirą. Jedynie mostek nad rzeką Yulong, gdzie bujna roślinność otaczająca deltę tej rzeki i jeszcze mniejszego jej dopływu Jinbao pokrywała brzegi tych rzek, a w tym wszystkim skompane w plasku słońca łódki bambusowe porozrzucane na rzece niczym pudełka od zapałek na wodzie, dawała widoki estetyczne warte zapamiętania.

pic_0245

Skała Moon Hill to wzgórze z charakterystycznym dużym otworem, który wygląda jak gdyby ktoś przewiercił to wzgórze na wylot. Wystaje ponad inne wzgórza znajdujące się w tym miejscu i gdyby nie szum wokół tego miejsca byłaby pięknym elementem tego krajobrazu.

img_6688

Z miejsc, które warto tutaj odwiedzić jest jeszcze Big Banyan Tree. Niestety wokół drzewa również powstała cała infrastruktura i pobierane są opłaty za wstęp do wydzielonego wokół parku. Naszym zdaniem warto jednak zobaczyć to miejsce, bo samo drzewo nie robi wielkiego wrażenia gdy widzi się je z daleka, ale po bliższych oględzinach zaczyna się rozumieć geniusz tej rośliny. Wiek drzewa datuje się na 1400 lat, a więc wyrosło za panowania dynastii Shui. Ale nie wiek jest tutaj przykuwający uwagę (w Chinach widzieliśmy już szacowne staruszki roślinne datowane na ponad 2000 i więcej lat!), ale jego „konstrukcja”. Drzewo wygląda tak jakby miało wiele pni i to łączących konary z ziemią dokładnie w pionie. Prawdopodobnie spadające w kierunku ziemi liany, które wypuszcza drzewo ukorzeniły się, a potem zamieniły w twarde pnie wyglądające jak podpórki wspierające rozłożyste konary drzewa.

img_6676

W parku otaczającym drzewo można podziwiać piękne skały a wśród nich gliniane i bambusowe domy lokalnych handlarzy.

img_6671

Pozostałe miejsca jak Moon Water Cave, gdzie turyści płacą za kąpanie się w błotnistej glinie (niczym Power-flowers na historycznym festiwalu w Woodstock :-)) czy Butterfly Hill można spokojnie pominąć.

img_6635

Polecamy za to zapuszczanie się rowerami w głąb wiosek i przyglądanie się lokalnej społeczności. Na rowerach można przejechać sporo kilometrów by poczuć ten klimat a przy okazji odkrywać uroki tutejszego regionu. My, np. widzieliśmy piękne sady owocowe, uprawy ryżu, a także cmentarze których nagrobki (tak to w Chinach wygląda) porozrzucane są na wzgórzach i wśród lokalnych upraw na polach. Podczas takiej rowerowej wycieczki trzeba uważać, którędy się jedzie bo łatwo zgubić planowaną trasę jako, że żadnych oznaczeń nie ma. My dojechaliśmy np. do jakiejś wioski z której nie było już możliwości przedostania się dalej (ot taka ślepa droga) i musieliśmy wracać do drogi z której wcześniej zjechaliśmy. Na pomoc lokalnej społeczności raczej nie ma co liczyć, bo nikt tutaj nie zrozumie o co chodzi rowerzyście pytającemu o drogę. No chyba, że trafi się na osobę, które pomaga turystom jako przewodnik i zna trochę angielski 🙂

img_6722

Wracając z naszej rowerowej wycieczki mogliśmy jeszcze po raz kolejny podziwiać niesamowite skały porozrzucane wśród wybujałych bambusów, tym razem skąpane w zachodzącym słońcu i przyglądać się ciężkiej pracy rolników przy zbiorach i młócce ryżu czy innych pracach polowych.

img_6731

Yangshuo opuszczaliśmy z mieszanymi uczuciami. Zadowoleniem z przepięknej natury i niesmakiem obezwładniającej lokalną społeczność chęci zarabiania na turystach. No, ale coż. Turyści coraz liczniej przyjeżdżają w to miejsce, a lokalna społeczność szybko się uczy jak z tego zrobić źródło dochodu.
Naszą następną destylacją będzie Kunming (stolica prowincji Yunnan), a potem Dali – miasto znajdujące się w sercu Yunnanu…

Kilka informacji praktycznych:
1. Transport. Po okolicach Yangshuo najlepiej poruszać się rowerem. Za rower płaci się na ogół 20 yaunów za dzień. Warto jednak negocjować. My wypożyczyliśmy dwa prawie nowe rowery na cały dzień za jedyne 15 yuanów. W pozostałe miejsca w samym Yangshuo można spokojnie docierać pieszo zamiast płacić wszędobylskim chętnym do podwożenia właścicielom różnych pojazdów.
2. Noclegi. Warto rozejrzeć się za miejscem do spania nawet w mało znanych guesthousach, których jest tutaj bardzo dużo. Dwuosobowy pokój można znaleźć i wynegocjować za cenę 50 yaunów za noc w gueshousie XiJie przy głównej ulicy Pantao. Ze względu na cenę polecamy również Monkey’s Jane Guesthouse, którego mimo zaleceń przewodnika Lonely Planet dość trudno zlokalizować. Mniej więcej w połowie ulicy West Street należy po prawej jej stronie (poruszając się w kierunku rzeki Li) zwrócić uwagę na niewielkie żółte szyldy i tam udać się pomiędzy budynkami coraz głębiej idąc już po wskazaniach kolejnych szyldów.
3. Jedzenie. Ceny za posiłki są tutaj dramatycznie wysokie jak na Chiny. Jeżeli potrafimy już kupować posiłki w lokalnych małych barach lub wprost na ulicy to polecamy udać się w kierunku mostu nad rzeką Li. Po drodze jest sporo takich miejsc. W samym zaś centrum należy po prostu szukać przeglądając menu, bowiem zdarzają się miejsca gdzie ceny są na w miarę przyzwoitym poziomie a potrawy przyrządzane na zamówienie (a nie wyciągane z chłodni i podgrzewane dla klienta jak to bywa w miejscach okupowanych przez turystów).

Leave a Reply