Kierunek: Sri Lanka

No i stało się. Jedno z podstawowych praw Murphyego, które mówi, że jeśli coś może się wydarzyć to wydarzy się na pewno – zadziałało bezbłędnie. Ryzykownie krótki czas na przesiadkę w Chennai okazał się mimo naszych wysiłków by przesiadka się udała zbyt krótki i nie pozwolono nam się odprawić na lot do Kolombo. Robiliśmy co się dało by zabezpieczyć ten transfer z wyprzedzeniem, ale znowu okazało się, że do hinduskich informacji trzeba podchodzić z duuuuużą rezerwą, Już oczekując w Delhi na samolot IngiGo udaliśmy się do biura SpiceJet by powiedzieć o tym, że będziemy przesiadać się do ich samolotu, że czasu będzie niewiele, ale dotrzemy itd. Pani z biura SpiceJet z uwagą słuchała po czym poprosiła o bilety oraz imiona i nazwiska by zgłosić to w systemie komputerowym. Pilnie coś tam klepała w klawiaturę po czym powiedziała, żeby się nie martwić. Nic więcej i tak byśmy nie wskórali więc musieliśmy liczyć na to, że na miejscu da się to poskładać i będzie OK. Lot tanimi liniami IndiGo okazał się całkiem kulturalny – samolot był czysty choć na pokładzie głośno rozmawiano co nie pozwalało skutecznie „zmrużyć oczy” po nocy spędzonej na lotniskowym krzesełku. Ciekawostką w IndiGo były trampy do wejścia na pokład, które przypominały bardziej hinduskie budy niż profesjonalną rampę do jakiej przywykliśmy w „normalnych” liniach lotniczych.

pic-indigo

Po przybyciu na lotnisko w Chennai wszystko szło bardzo gładko, ale pierwsze „jaskółki Murphy’ego” pojawiły się przy odbiorze bagażu. Cierpliwie czekając na nasz bagaż wśród setek innych wyłowiliśmy pierwszy z nich, a na drugi oczekiwaliśmy przestępując z nogi na nogę w blokach startowych by po przechwyceniu go pobiec we właściwe miejsce odpraw międzynarodowych. Niestety po kilkunastu obrotach karuzeli na taśmie zaczęło się robić pusto, zaczęły spadać już tylko kartony i paczki, a bagażu nadal nie było. Po kilku następnych nerwowych minutach, które przecież dzieliły nas od zamknięcia odprawy na kolejny samolot okazało się, że bagaż owszem jest, ale tej jeden jedyny (sic!) utknął akurat na taśmie wyrzucającej bagaże na karuzelę, a ponieważ było to powyżej głów to nie było tego widać. Służby bagażowe nie kwapiły się z szybką pomocą i ze stoickim spokojem najpierw po obejrzeniu „przypadku” a potem po konsultacji między sobą któryś z pracowników udał się by wypchnąć zablokowany bagaż. Bloki startowe puściły a my w biegu rzuciliśmy się do rywalizacji w biegu na trasie 200m z płotkami 😉 Niestety nawet po szybkim przebrnięciu kolejnych uzbrojonych służb mundurowych i ich wnikliwej analizie biletów, paszportów itd. i dostaniu się już do hali odpraw okazało się, że lista pasażerów jest już zamknięta i nie ma mowy o jakimkolwiek dołączeniu nas do ekipy odprawionych, którzy czekali już na wyjście do samolotu. Nie pomogły prośby, groźby, tłumaczenia itd. Nikt ze służb SpiceJet nie wiedział o nas i o naszym potencjalnym spóźnieniu, niczego nie było w systemie i w ogóle Pan Kierownik okazał się nieprzejednany, bo zapierał się, że nie ma żadnych szans na odprawę, że on nic nie może w tej sprawie zrobić itd. Po kolejnych rozmowach w biurze SpiceJet też nas utwierdzono, że nic nie można już zrobić, no chyba, że odlecieć takim samym lotem, ale dnia następnego. Przy tak intensywnym planie, który zakładał pobyt na Sri Lance jedynie 3,5 dnia oznaczałoby to skrócenie tego czasu o 30% co znacznie ograniczyłoby nasze możliwości zobaczenia tego co na Sri Lance najważniejsze i najciekawsze. Oznaczało to, że opcja jest tylko jedna: za wszelką cenę próbować dotrzeć na tę wyspę jeszcze tego samego dnia korzystając z usług innego przewoźnika. Udaliśmy się więc na szybkie sprawdzenie do punktów informacyjnych i po prawie godzinnych twardych negocjacjach cenowych udało nam się kupić lot liniami Fisher King w cenie podobnej do tego co mieliśmy ustalone z SpiceJet. Na dodatek lot miał się odbyć tylko 3 godziny później niż ten na który się nam nie udało załapać więc strata czasowa okazała się niewielka 🙂
Po kolejnych odprawach poziom stresu opadł i pozostało już tylko czekanie na Króla Rybaków 😉
King spóźnił się od planowanego odlotu o 15 minut (swoją drogą kolejna ciekawostka: nasz poprzedni odleciał 15 minut wcześniej więc hinduskie systemy jakoś to chyba wyrównują, żeby w przyrodzie nic nie ginęło ;-))

pic-king

Po wylądowaniu w Kolombo ucieszyła nas przede wszystkim wiadomość, że temperatura na wyspie to 33 st.C więc dokładnie odwrotnie niż w tym samym czasie notowano w Polsce 😉 Potem pozostało już załatwienie samochodu i udanie się jak najdalej w głąb wyspy by dnia następnego mieć dobry punkt startowy do eksplorowania wyspy. Razem z Mariuszem i resztą ekipy (wybraliśmy się tu bowiem w dużej grupie znajomych, tzn. Ryśkiem, którego poznaliśmy razem z Mariuszem na wyspie Java, Anią, Martą oraz nowymi znajomymi: Jadzią i Małgosią – będziemy z nimi podróżować razem do Kuala Lumpur a potem nasze drogi się rozchodzą i do Bangladeszu jedziemy już sami) przystąpiliśmy do prób załatwienia tematu samochodu. Po prawie dwugodzinnych negocjacjach walcząc z niesłownością srilankańskich kierowców, którzy podobnie jak Hindusi zmieniali zdania, udzielali różnych niespójnych informacji itd. udało się w końcu znaleźć odpowiedni samochód i odpowiednią cenę pozwalającą na tanie podróżowanie po wyspie.
O godz. 17:40 czasu lokalnego mogliśmy w końcu ruszyć. Plan zakładał dotarcie do miejscowości Singiriya gzie mieliśmy nadzieję znaleźć miejsce do noclegu. I plan się powiódł! Mimo uciążliwości srilankańskich dróg, ogromnego ruchu i ciemności (o 18:10 zrobiło się ciemno) po 4 godzinach jazdy dotarliśmy na miejsce gdzie po wizytach w kilku guesthousach i hotelach zacumowaliśmy w końcu w Ancient Village gdzie po czynnościach łazienkowych wreszcie po 2 pełnych dniach spędzonych w różnych środkach transportu można było zapaść w głęboki sen z nadzieją na to, że kolejny dzień rozpocznie się już z nowymi siłami i przede wszystkim w pięknym otoczeniu… 🙂

W tym miejscu prosimy o udzielenie pomocy dla niedożywionych dzieci z Polski przez kliknięcie w brzuszek Pajacyka na stronie www.pajacyk.org.pl. Z góry za to dziękujemy.

Porady praktyczne:
W sumie to truizm, ale dla przypomnienia: jadąc do krajów azjatyckich zawsze warto mieć poza kartami bankomatowymi również dolary amerykańskie, które w razie potrzeby można wymienić na lokalną walutę. Na lotnisku w Colombo gdzie były potrzebne srilankańskie rupie nie udało się niestety wypłacić pieniędzy z bankomatu więc z pomocą przyszedł jeden z wielu kantorów wymiany walut w którym bez trudu można wymienić dolary.

2 komentarze to “Kierunek: Sri Lanka”

  1. Marcin Says:

    Na lotnisku w Colombo są trzy bankomaty przed głównym wejściem na lotnisko. Wewnątrz rzeczywiście nie ma ani jednego (są natomiast oddziały banków, w których jak piszą autorzy bez problemu można wymienić dolary na rupie lankijskie po dobrym kursie) . Jeśli ktoś ma zamiar wybrać pieniądze z bankomatu polecam bankomaty przed wejściem na lotnisko.

  2. admin Says:

    Potwierdzamy! 🙂 I dziekujemy za szczegolowe uzupelnienia praktyczne. Z pozdrowieniami!

Leave a Reply