Cathedral Cove, Hot Water Beach i Pauanui

Nasze zwiedzanie północnej wyspy zabrnęło wreszcie na wschodnie wybrzeże półwyspu Coromandel. Odwiedziliśmy znane w tym miejscu miasto Whitianga, ale przede wszystkim planowaliśmy tutaj zobaczyć miejsce zwane Te-Whanganui-A-Hei (Cathedral Cove) gdzie znajduje się wiele wysp, zatok i grot wydrążonych przez ocean. To niesamowite miejsce, które przyciąga wielu turystów przede wszystkim w porze letniej. Można tutaj pływać, uprawiać snorkeling i przede wszystkim podziwiać niesamowite miejsca tego regionu.
My wybraliśmy się tutaj w słoneczny dzień, który w porze zimowej wcale nie zdarza się zbyt często więc mieliśmy sporo szczęścia. Najlepszym punktem widokowym jest tutaj Waimata (Gemstone Bay) położone pomiędzy plażą Hahei Beach i zatoką Te Karaka (Stingray Bay). Położone na wysokości kilkudziesięciu metrów skały mają wydrążone miejsca widokowe skąd można obserwować zatokę, plażę i wyspy znajdujące się vis a vis zatoki. Wysp jest tutaj wiele a każda z nich prezentuje zupełnie inne kształty i wielkość. Największa z nich to Mahurangi, która otoczona jest kilkoma mniejszymi wysepkami. Wokół jednak znajduje się objętych ochroną wiele innych wysp. Np. na wysepki Aldermen i Merkury nie można wychodzić ani nawet podpływać do nich łodzią (ani cumować w odległości mniejszej niż 50 m). Wszystko to by zachować ich naturalne piękno, faunę i florę.

Widok na wyspę Mahurangi

Na brzegu nawet nie snorkelingując można znaleźć różne okazy dzikiej przyrody, począwszy od niesamowitych kształtów kamieni i skał poprzez różnego rodzaju muszle, małże a nawet rozgwiazdy, które zdarza się znaleźć na piasku wyrzucone przez ocean.

Rozgwiazda na plaży

Miliony lat temu wybuchy wulkanów, wypływ lawy a potem wpływ wiatru i fal oceanu utworzyły tutaj niesamowitą linię brzegową znaną z wysokich skał wapiennych i licznych grot. Najbardziej znana Cathedral Cove z ogromnym wapieniem ma dodatkowo naturalny wodospad. Niestety w czasie gdy odwiedziliśmy to miejsce dostęp do Cathedra Cove z linii brzegowej był niemożliwy. Jedyną możliwością mogło być dopłynięcie od strony oceanu. Dotarliśmy więc pieszo jedynie do położonej w pobliżu tego miejsca Mares Leg Cove.

Mares Leg

Zatoka z grotami i wysokimi skałami tuż przy brzegu jest doskonałym miejscem na chwile relaksu i kontemplację przyrody. Na kamiennej części leżą na przykład suche pnie drzew poskręcanych w tak przedziwnych kształtach, że przypominają morskie potwory – ogromne ośmiornice z długimi mackami. Pobyt tutaj pozwala też przyjrzeć się bardzo ciekawym kształtom powierzchni skał. W języku angielskim te formy zwane są honeycomb czyli plater miodu i rzeczywiście w wielu miejscach skały mają dokładnie taką powierzchnię. To efekt wielu tysiącleci pracy wiatru i wody wymywającej ze skał coraz głębsze kręgi komórek jak w plastrze miodu.

Skały w kształcie plastra miodu

Największym jednak hitem tego regionu jest położona w odległości około 10 km na południe od Cathedral Cove plaża Hot Water Beach. Plaża z pozoru nie wyróżnia się niczym szczególnym od innych położonych w tym regionie nabrzeży. Jednak już bliższe przyjrzenie się temu co się dzieje na plaży tuż przy skałach obok wzgórza pozwala zauważyć jak niezwykłe jest to miejsce. Otóż w tym miejscu pod piaskiem sączy się wrzątek. Tak! Nie inaczej! Woda, której temperatura może poparzyć!. Cała atrakcja polega na tym, że woda w oceanie ma co najwyżej kilkanaście stopni Celsjusza i wystarczy wykopać w piasku dołek głębokości zaledwie kilku centymetrów by pozwolić na ogrzanie się tej, która napływa z falami i voila! Prywatne spa gotowe 🙂

Hot Water Beach

Przed przypływem (lub po odpływie) wiele osób przyjeżdża tu z łopatkami i wykopuje sobie małe baseniki by leżeć sobie przy wzburzonym oceanie w gorącym basenie wprost na plaży. Dodatkowo efekt potęgują obłoki pary wznoszące się nad plażą. Zupełnie jak w spa. Miejscami woda sącząca się spod piasku jest tak gorąca, że może poparzyć plażowicza. Trzeba więc umiejętnie dobrać miejsce na plaży by osiągnąć pożądaną temperaturę. Efekt genialny. Trudno o lepsze miejsce na naturalne spa. Polecamy gorąco! 😉

Prywatne spa na plaży :-)

Po takich wrażeniach ze zdwojoną energią pojechaliśmy do Pauanui odwiedzić naszych znajomych: Terrego i Trish. To kolejni poznani przez nas w czasie naszej podróży przyjaciele, którzy swoją gościnnością i otwartością pokazali, że w dzisiejszym trudnym świecie nadal są osoby, które okazują bezinteresowną szczerą gościnność. Tym samym przypieczętowali naszą opinię o tym, że w Australii i Nowej Zelandii mnóstwo jest takich osób a uśmiech i wyciągnięta do pomocy dłoń to zjawisko tutaj powszechne. Żeby nie rozpisywać się personalnie o naszych przyjaciołach wspomnimy tylko krótko, że Terry to Pan po 60-tce, który jest istnym Mac Gyverem. Prowadzi firmę usług budowlano-montażowych, ale swój wolny czas przeznacza na różnego rodzaju wynalazki i majsterkowanie.

Terry Mac Gyver ;-)

Przebywając u niego mogliśmy podziwiać m.in. platformę do przewozu samochodu po kanale wodnym zbudowaną na bazie blaszanych kontenerów, model starego statku pirackiego, który ma kiedyś wypłynąć do zatoki czy jak go nazwał Terry „party deck”, czyli mały statek na dwóch łozach wypełnionych powietrzem na pokładzie którego znajduje się stół i krzesła by urządzić zabawę pływając po zatoce lub kanałach tutejszej mariny. Zresztą nie tylko na zakrapiane imprezy, ale także na rodzinne wyjazdy bowiem na pokładzie Terry zamontował również zjeżdżalnię po której dzieci mogą zjeżdżać wprost do wody. Terry od siódmego roku życia mieszka w Nowej Zelandii bowiem podobnie jak jego rodzice uznał, że to miejsce na ziemi zapewniając wolność i dużo czasu na zainteresowania i jego życie to całkowicie potwierdza. Należy on do ludzi pozytywnie zakręconych i bardzo go polubiliśmy.
W niedzielny ranek wybraliśmy się na wspólną przejażdżkę po tutejszej marinie by po pierwsze wypróbować jego party deck, a po drugie podziwiać piękne rejony Pauanui i jego zatokę. To był pomysł trafiony w dziesiątkę. Było pięknie. Pogoda jak na nowozelandzką zimę ponownie nam dopisała a widoki „wypasionych” budynków zbudowanych w rejonie mariny zapierały dech.

Marina w Pauanui

Zresztą co tu mówić o zimie skoro na podwórku u Terrego rosną sobie różne owoce cytrusowe nic sobie nie robiąc z zimowej pory. Tylko pozazdrościć bo w Polsce żadna cytryna by nie chciała rosnąć w grudniu 🙂

Cytrynki...

To był dobrze zakończony kolejny weekend w Nowej Zelandii, który utrwali nam ten kraj w pamięci jako przepiękne i jedno z najczystszych miejsc na ziemi pełne życzliwych ludzi, którzy żyją tutaj pełną piersią doskonale równoważąc czas na pracę i czas dla siebie.

Na koniec jak zwykle prosimy o udzielenie pomocy dla niedożywionych dzieci z Polski przez kliknięcie w brzuszek Pajacyka. Wszystkim z góry bardzo za to dziękujemy!

Porady praktyczne:
Hot Water Beach: Wybierając się tutaj należy pamiętać, żeby zabrać ze sobą łopatkę albo nawet zwykłą łopatę. Wygrzebywanie piasku rękoma jest bowiem niemożliwe ze względu na wysoką temperaturę sączącej się z niego wody. Poza tym o wiele sprawniej jest wykopać odpowiedniej wielkości basenik, żeby się w nim położyć jak w spa. Należy też pamiętać by wybrać się tam na dwie godziny przed przypływem (czyli o tej porze roku około godz. 15:00). Potem ocean powoli przybiera na poziomie i zaczyna zalewać plażę kończąc dobrą zabawę. Zresztą około godziny 17:00 zaczyna się robić ciemno.

6 komentarzy to “Cathedral Cove, Hot Water Beach i Pauanui”

  1. Franka Says:

    Ale fajna ta plaża! Gorąca woda zimą nad oceanem – extra sprawa! A u nas lato więc woda też ciepła 🙂 Pozdrowienia z wschodniej Polski.

  2. admin Says:

    Hot Water Beach to naprawdę hit tutejszych plaż. Drugiej takiej plaży nie ma chyba nigdzie 🙂 Pozdrawiamy!

  3. Ataner Says:

    Bardzo podoba mi sie Wasz blog. Pieknie opisujecie swoje podroze, jesli pozwolicie to bardzo chetnie bede Was podgladala:)
    Serdecznie pozdrawiam z Chicago.

  4. admin Says:

    Super. Dziękujemy za miłe słowa. Pozdrawiamy Chicago! 🙂

  5. Adam Says:

    Cześć 🙂
    Z pewnym takim niepokojem zaglądam i zaglądam a tu cisza 🙂 Mam nadzieję, że u Was wszytko ok! Brak wpisów tylko dlatego, że brak czasu. Nie zapominajcie o nas bo tu lato dobiega końca a u Was już tuż „za rogiem” 🙂 Będziemy potrzebowali nowej dawki wrażeń aby przetrwać jesień (bo nie zawsze jest piękna i złota) i zimę (ta jakakolwiek by nie była zawsze jest dla mnie koszmarna). No może NZ zimę bym mógł pochwalić!? Pozdrawiam serdecznie.

  6. admin Says:

    Hej Adam,

    Dziękujemy za przesympatyczny comment. Jesteś jak zwykle niezastąpiony! 🙂
    U nas trochę się nazmieniało i musieliśmy pozmieniać nasze plany. Napiszemy o tym na blogu w ciągu następnych kilku dni bo mieliśmy sporo zamieszania i stąd ta cisza w eterze…

Leave a Reply