Wanganui i Raukawa Falls

Aortą północnej wyspy Nowej Zelandii i zarazem najdłuższą rzeką jest Whanganui. Przepływająca od Tongariro aż do południowo-zachodniego wybrzeża rzeka jest popularna ze względu na spływy kajakowe oraz tzw. kanadyjkami. Na końcu jej drogi znajduje się miasto Wanganui od którego rozpoczęliśmy jazdę w kierunku północnym aż do wybrzeża po drugiej stronie wyspy.
Wanganui ma zachowaną swoją oryginalną maoryską nazwę w przeciwieństwie do rzeki Whanganui w nazwie której umieszczono dodatkową literką „h”, żeby podkreślić maoryską wymowę tej nazwy (trochę to może konfundować, ale mieszkańcy tego regionu zdążyli się już do tych zmian przyzwyczaić). Wanganui jest dość dużym jak na warunki nowozelandzkie miastem (ma ponad 40 tys. mieszkańców) a jego atrakcyjność podkreśla przepływająca przez środek miasta Whanganui nad którą położono dwa mosty łączące obie strony rzeki. Przebywając tutaj natknęliśmy się na coś co nazwaliśmy „akcentem polskim” (choć w istocie zbieżność skojarzenia jest tylko przypadkowa). Na nasze potrzeby nazwaliśmy to miejsce ulicą „Marii z Polski” 😉

Wanganui

Poruszając się w kierunku północnym od tego miasta droga biegnie wzdłuż rzeki Whanganui. Whanganui Road jest bardzo popularna ze względu na punkty na rzece w których startują i kończą się spływy. Najpopularniejsze z nich trwają po kilka dni z przystankami w różnych miejscach noclegowych, a największą ich zaletą poza oczywistą frajdą samego spływu jest obserwowanie pięknej przyrody i deszczowych lasów przez które płynie rzeka. Trasa ta jest również cenna ze względu na położenie na tradycyjnym terytorium maoryskim. Przebiega przez wioski maoryskie Atene, Koriniti czy Hiruharamę (płynąc kajakiem dociera się w zasadzie do miejscowości Pipiriki lub Jerusalem). My jednak obraliśmy inną trasę prowadzącą do miejsca w którym tworzą się efektowne wodospady Raukawa. Punkt widokowy na te wodospady znajduje się blisko drogi a wrażenia są przepiękne.

Wodospad Raukawa

Poruszając się dalej na północ w kierunku jeziora Taupo dotarliśmy do miasteczka Raetihi o którym będziemy pisać w następnym wpisie naszego blogu. W tym miejscu jednak chcielibyśmy zrobić małą dygresję na temat nowozelandzkiej przyrody. Tak jak pisaliśmy już wcześniej jesteśmy nią zachwyceni i za każdym razem nas czymś zaskakuje. Przepiękne ogromne paprocie, olbrzymie drzewa i niesamowite rośliny ciągle robią na nas wrażenie. Jednak chcielibyśmy również podzielić się kilkoma swoimi obserwacjami. Otóż porównując klimat do naszego, europejskiego widać bardzo wiele analogii (pory roku, temperatury, zróżnicowanie warunków pogodowych pomiędzy porami roku a także dni i nocy). Jednak te analogie nie sprawiają wcale, że przyroda jest podobna do europejskiej. Wręcz przeciwnie już na pierwszy rzut oka widać ogromne różnice, ale przyglądając się szczegółom zaskakują coraz to nowe spostrzeżenia. Np. mimo niesamowitej roślinności zadziwia umiarkowana liczba owadów i względny spokój w powietrzu. Za to w trawach i na liściach roślin można natknąć się na niesamowite gatunki, których nigdy wcześniej nie widzieliśmy. Na zdjęciu poniżej owad którego nazwy nie znamy, ale możemy go naszym amatorskim wyczuciem umieścić pomiędzy patyczakiem a modliszką 🙂

Owad...

Poza tym jak przystało na późną jesień wiele z tutejszych drzew zmienia kolor liści na żółty i czerwony przypominając naszą „złotą polską jesień” by potem je gubić i na zimę świecić gołymi gałązkami.

Jesień w NZ

Jednak tuż obok tych drzew znajdują się inne – zupełnie zielone, które wcale nie mają ochoty gubić liści, a wiele z nich wręcz przeciwnie: wspaniale kwitnie przyciągając tutejsze pszczoły. To samo dotyczy tego co pod nogami. Niby późna jesień i w nocy bywają przymrozki, a trawy jakby nigdy nic zachwycają soczystą zielenią. Na domiar tego wśród trwa pełno jest kwitnących kwiatków (nawet znanych z naszych wiosennych łąk stokrotek i mniszków). Jeśli dodać do tego ogromne palmy, agawy czy nawet kaktusy to można się w tym wszystkim mocno pogubić 😉
Inną ciekawostką, której u nas nigdy nie widzieliśmy są drzewa liściaste, które ponieważ zbliża się zima to owszem gubią z tego powodu, ale nie liście tylko korę! Tak, tak. Nic nam się nie pomyliło. Późna jesień, drzewo jakby nigdy nic ma zielone listki, ale kora zrzucana jest całymi płatami więc po jakimś czasie pień drzewa i gałęzie wyglądają na zupełnie łyse, ale zielone liście twardo tkwią na swoich miejscach. Potem po zimie drzewo znowu „ubiera się” w korę i wszystko wraca do normy.

Zrzucanie kory...

No cóż, skoro będąc w Nowej Zelandii chodzi się tutaj „do góry nogami” to i drzewa i cała przyroda stoi na głowie w stosunku do tej, którą znamy z naszego podwórka 😉

A teraz bardzo prosimy o udzielenie pomocy dla niedożywionych dzieci z Polski przez kliknięcie w brzuszek Pajacyka. Z góry dziękujemy!

Porady praktyczne:
Trasa Wanganui – Raetihi: Aby dojechać do maoryskich wiosek położonych wzdłuż rzeki Whanganui należy po wyjechaniu z Wanganui na północ drogą nr 4 po przejechaniu kilku kilometrów zjechać na drogę podporządkowaną – w kierunku Pipiriki. Jeżeli chcemy dojechać do wodospadów Ruakawa musimy kontynuować jazdę drogą nr 4 w kierunku Raetihi.

Leave a Reply