Europejczyk w Kambodży

No i jednak w tej Kambodży dopadła nas taka pogoda, że żyć się nie daje. Upały przekraczają wszelkie możliwe wyobrażenie. Weźmy na przykład teraz – jest godzina 21:10 a temperatura powietrza wynosi 32 stopnie Celsjusza. My – w tym kontekście – ludzie z lodowatej północy, mimo, że do tej pory uznawaliśmy, że nie ma dla nas „za wysokich” temperatur, zgodnie przyznajemy że jednak są 🙂 No i proszę jak podróże kształcą, ile się można ciekawych rzeczy nawet o sobie samym dowiedzieć. Ostatnio nawet zdarzają nam się dni, które spędzamy do popołudnia leżąc na tarasie guesthouse’u w hamaku albo na fotelu, byle pod dachem, sącząc lodowate piwo.

Hamaki

I nie ma w tym ani słowa przesady – wstajemy nawet dosyć wcześnie rano, bo w takim upale człowiek nawet za długo pospać nie może, bo mu za ciepło i sił wystarcza nam tylko na dowleczenie się na trochę mniej rozpalony taras i zamówienie piwa. Nawet ostatnio mamy szczęście, bo tu, gdzie teraz mieszkamy piwo jest po 0,5 USD więc można sobie pozwolić. Dodam jeszcze, że jedno z nas (tajemnica, które) do tej pory nie uznawało picia wody w ogóle wychodząc z założenia, że „wodę piją zwierzęta” a ostatnio samo, bez namawiania sięgnęło po butelkę wody – świat staje na głowie. Takiego lenistwa już dawno sobie nie fundowaliśmy, ale tu akurat to nawet nie nasza zła wola, a konieczność, można powiedzieć siła wyższa, bo zupełnie nie potrafimy w takich upałach funkcjonować. Najlepiej by było co godzinę brać zimny prysznic i się przebierać, no ale kto by tyle kasy na pranie ciuchów wydawał. Więc staramy się ograniczyć ruszanie się do minimum, żeby jak najmniej się pocić (wiemy, słaba ta koncepcja, ale czegoś się trzeba trzymać 🙂 A właśnie a’props prysznica – odkąd jesteśmy w Kambodży zawsze mamy tylko zimną wodę w łazience i jeszcze ani razu żadne z nas się nie zająknęło nawet, że to jakaś wada. Ciepła woda tutaj byłaby tylko za karę.

Taras

Ale późnym wieczorem, tak koło 22:00 robi się ok. i można wyjść. Wczoraj na przykład poszliśmy obejrzeć sobie to Siem Reap wieczorową porą i było całkiem miło (dziś już tego wyczynu nie powtórzymy, bo chyba jest cieplejszy wieczór i nam się nie chce, ale za to chce nam się piwa, więc wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, ze musimy zostać w guesthousie :-). Może nie doszliśmy za daleko, bo przeszliśmy raptem po jakimś najbliższym turystycznym kwadracie ulic, ale za to zahaczyliśmy o Night Market. To kolejne miejsce które zostało dopisane do naszego planu na przyszłość – wycieczki do Azji tylko na zakupy. Więc na shopping na night marketach chcemy wrócić do Laosu, Wietnamu i Kambodży. Bo oni tu na tych marketach mają tak piękne rzeczy i do tego takie tanie, że to po prostu grzech nie kupować. No więc żeby nie zgrzeszyć i połączyć przyjemne z pożytecznym kupiliśmy sobie po dwie koszulki – żeby nie było, oczywiście „firmówki”, wszystkie mają metkę GAP i są w cenie: 5 USD w totalu 🙂 Dodatkową atrakcją night marketu był na każdym kroku masaż rybny! Tu masaże w ogóle są bardzo popularną sprawą, ale żeby robiły je ryby to pierwszy raz się spotkaliśmy. A wygląda to tak, że jest taka duża, murowana wanienka (albo mały basenik), w środku jest woda a w wodzie tysiące małych rybek. No i siada się na brzegu tej wanienki wkłada nogi do wody i rybki robią masaż poprzez podgryzanie, skubanie itd., ale jakoś żadne z nas nie miało ochoty (a mniej dyplomatycznie – odwagi) dać się jeść jakimś małym rybom i jeszcze za to płacić. Ale ogólnie cały ten wczorajszy wieczorny spacer był bardzo miły.
A no i oczywiście już po raz kolejny podczas pobytu w Kambodży na jakimś rogu podszedł do nas podejrzany typ i charczącym szeptem zapytał: „So, you wanna good marihuana, sir?”. Na każdym kroku piszą „Drugs are strictly prohibited” i ciągle ktoś cię pyta, czy chcesz zapalić albo kupić… można się pogubić. Nawet w poprzednim hostelu, gdzie mieszkaliśmy były co chwila wielkie kartki z wydrukowanym „Taking drugs may cost you life” i w tym samym hostelu obsługa w każdej chwili mogła dostarczyć trawę, a nawet aktywnie poszukiwała wśród gości klientów.
No i myśleliśmy, że to tylko nam się tak strasznie nic nie chce, więc dziś przed południem zdecydowaliśmy się, że trudno, może się nie ugotujemy i idziemy na śniadanie gdzieś „na miasto”, żeby przy okazji zobaczyć co się dzieje. Jakież było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że miasto o 10.30 rano wygląda jak wymarłe. Sklepy i stragany w większości pozamykane na głucho, otwarte jakieś pojedyncze knajpy ze snującą się po kątach obsługą która, już na pierwszy rzut oka widać, najchętniej by zasnęła na najbliższym krześle i nieprzytomne od upału pańskie albo bezpańskie psy. Zero klimatu wczorajszego, tętniącego nocnym życiem miasteczka… trochę się poczuliśmy rozczarowani, ale też całkowicie usprawiedliwieni w tym naszym „nic-mi-się-nie-chce”. Znaleźliśmy więc jakieś miejsce żeby coś zjeść – oczywiście tanio i dobrze – i ze spokojnym sumieniem wróciliśmy do naszego nowego, dobrego zwyczaju przeczekania upału na przewiewnym tarasie guesthouseu.

Taras 2

Po południu pojechaliśmy kupić bilety na następny dzień do Angkor Wat i wejść jeszcze za free na te bilety na ostatnią godzinę przed zamknięciem (wszystko o Angkor Wat w oddzielnym wpisie naszego blogu).
No, ale już jutro nie będzie tak łatwo. Wyjeżdżamy z hostelu o 6:00 rano (na rowerach) i na cały dzień jedziemy do Angkor Wat…

3 komentarze to “Europejczyk w Kambodży”

  1. Ewakuacja Says:

    tez bym chciala takie upaly 🙁 u nas jest -11stopni i od rana snieg pada 😛
    rybny masaz podobno fajna sprawa ;D tym bardziej, ze rybcie zjadaja tylko martwy naskorek 😉

  2. admin Says:

    Oooopsss… no to trochę Polskę przymroziło. Tutaj nawet zamrażarki nie znają takich temperatur 😉 Z rybnego masażu może jeszcze skorzystamy bo coraz bardziej nas przekonuje. A póki co gorrrrące (dosłownie!) pozdrowienia.

  3. Ewa Says:

    Przymroziło i mrozi nadal, chyba będą białe święta! Wsszędzie zresztą już je widać!
    Wigilia za kilka dni! Chyba u Was się tego nie czuje, nawet jeżeli są dziady mrozy czyli wielkie grube krasnale, a może tam daleko przetrwał bądź dotarł prawdziwy Święty Mikołaj? Napiszcie coś o Bożym Narodzeniu tam daleko, proszę, pozdrawiam serdecznie!

Leave a Reply