Góry Qingyuan

W kolejny upalny dzień jaki zastał nas w prowincji Fujian postanowiliśmy odbyć wycieczkę w góry Qingyuan. Pogoda ze względu na wysokie temperatury nie była może najbardziej trafiona, ale dzięki ostremu słońcu panowała bardzo dobra widoczność – co ważne w trakcie wspinania się na wysokie wzgórza, które pozwalają na podziwianie panoramy okolic.
Do głównego wejścia prowadzi droga pięknie porośnięta zadbaną zielenią. Jeśli chodzi o samą oprawę turystyczną to okazała się ona być na poziomie podobnym do tego, z którym spotkaliśmy się w górach Li Shan (patrz post „Xi’an i Armia Terakotowa”). Czyli dobrze przygotowana infrastruktura z miejscem do kupienia biletów wejściowych, odpowiednimi drogami, miejscami do wypoczynku i przepięknie zadbanym otoczeniem.

Qinguyan

To co zaskoczyło nas najbardziej to liczba ludzi, odwiedzających to miejsce. W przeciwieństwie do gór Li Shan, które w zasadzie świeciły pustkami mimo dobrze przygotowanej infrastruktury sprawiające, że miejsce jest atrakcyjne turystycznie, tutaj okazało się, że przyjeżdżają całe rodziny i gromadki znajomych by miło spędzić czas. Na pewno duże znaczenie ma to, że jest akurat tydzień świąteczny (związany z opisywanym przez nas wcześniej Świętem Środka Jesieni) i szkoły mają ferie. Mimo tego faktu nie było tutaj oczywiście totalnego tłoku i zwiedzanie w takiej atmosferze to naprawdę porządny relaks.
Góry Qingyuan są przed wszystkim atrakcyjne ze względu na dwie obowiązkowe pozycje: posąg Lao-Tzu oraz buddyjska świątynia znajdująca się na szczycie najwyższego punktu Qingyuan. Są tutaj oczywiście jeszcze inne ciekawe miejsca: posąg Buddy Trzech Żyć, święte grobowce islamskie oraz różne kamienne inskrypcje (jest tutaj całe mnóstwo wielkich kamieni stanowiących turystyczne atrakcje). Tak więc Qingyuan są miejscem, które warto odwiedzić będąc w prowincji Fujian. China.org.cn określa to miejsce jako „first fairyland of Fujian” (najważniejsze baśniowe miejsce Fujian).
Posąg Lao-Tzu okazał się mniejszy niż przypuszczaliśmy (po znalezionych w niektórych przewodnikach określeniach typu „największy posąg taoistyczny Chin”). Oczywiście robie pore wrażenie, ale daleko mu do gigantomanii posągów takich jak siedzący Budda w Leshan czy nawet niektórych monumentów znajdujących się w buddyjskich klasztorach, które widzieliśmy. Ale może taoiści nie mają takich zamiłowań do gigantomanii jak buddyści? 😉
Lao-Tzu jest praojcem i założycielem taoizmu. Posąg, który się tutaj znajduje jest wykonany w jednej litej skale. Powstał w okresie dynastii Song (960-1279 r. n.e.). Siedzący Lao-Tzu z wyolbrzymionymi uszami i uśmiechniętą twarzą podobno dobrze oddaje charakter tej legendarnej postaci. Rozmiar tego monumentu siedzącego u podnóża gór wynosi 5 metrów, przy 7 metrach głębokości i 8 metrach szerokości.

Lao-Tzu

Od tego miejsca można rozpocząć wędrówkę w górę, by po drodze odwiedzić inne ciekawe miejscach tych wzgórz. Trasy są wyjątkowo dobrze oznakowane, a wszystkie drogowskazy mają oprócz chińskich krzaczków również anglojęzyczne oznaczenia co znacznie ułatwia wędrówkę!
W kolejnych miejscach tego urokliwego miejsca można było przede wszystkim podziwiać niesamowitą roślinność, która bujnie porasta całe wzgórza. Dodatkowo wrażenia wzmacniane są przez różne niesamowite motyle, których rozmiar czasem budzi respekt, bo przypominają nasze małe nietoperze 🙂 Ale chyba najwięcej klimatu dżungli dodają tutaj owady, których wydawane przez nie dźwięki przypominają różne egzotyczne zwierzęta i ptaki, a głośność jest wprost zadziwiająca.

Roslinki Qingyuan

Na drodze oprócz pięknych miejsc otoczonych pagodami można było zetknąć się dziwnymi drzewami obficie porośniętymi mchami i porostami na tyle gęsto, że całe gałęzie porośnięte były… paprociami 🙂 Można sobie wyobrazić jak dziwnie wyglądają drzewa, które obok normalnych liści i gałęzi mają liście paproci i to na całej wysokości! Poza tym co ciekawe można się tu zetknąć z drzewami owocowymi rodzącymi sporej wielkości cytrusy. Nie próbowaliśmy ich, żeby nie narazić się tutejszym bóstwom, ale ich duże owoce wiszą w zasięgu rąk 🙂

Owoce

W trakcie wędrówki w górę można w wielu miejscach przystanąć lub usiąść na kamieniu i podziwiać widoki jakie roztaczają się ze wzgórza. Oczywiście im wyżej w górę tym widoki coraz piękniejsze. Poza tym po drodze można się spotkać z niewielkimi jaskiniami, oczkami wodnymi, a nawet piwnicami przez które można przejść wygodnymi schodami oraz kilkoma miejscami w których można zakupić coś do zjedzenia lub picia lub po prostu skorzystać z toalety. Wszystko to w miejscach zachowanych z zamierzchłych czasów więc klimat jest naprawdę godny polecenia.

Pagoda-brama

Ale na tym koniec relaksu bowiem wspinaczka w górę po stromych kamiennych schodach mimo, że wśród gęstej zieleni i brzmiących w uszach tajemniczymi dźwiękami owadów to w upale sprawia, że siły odchodzą dość szybko 🙂 I nie dotyczy to bynajmniej obcokrajowców, których tutaj brak, ale również tutejszych Chińczyków. Wielu z nich zalanych potem sapało i przysiadało na kamieniach. Nie czuliśmy się więc osamotnieni 😉 Najciekawsze jest to, że za każdym razem gdy patrząc w górę z nadzieją, że to już koniec wędrówki bo pomiędzy drzewami widać już chyba koniec tego wzgórza, okazywało się, że schody wiją się dalej w górę 🙂 Gdy po którymś z kolei przystanku na złapanie sił pięliśmy się nadal w górę i zastanawialiśmy się „za jakie grzechy” my tu włazimy, jakby nigdy nic spotykaliśmy po drodze skubiące roślinki małe koziołki. No takie to potrafią! 🙂

Koziolek

Kiedy dotarliśmy już na wysokość 390m powyżej posągu Lao-Tzu (czyli to tak jak weszlibyśmy po schodach na 130 piętro wieżowca) wreszcie można było zakończyć wędrówkę. Na szczycie wzgórza znajduje się świątynia buddyjska z posągami Buddy oraz kilka pagód, które pozwalają na podziwianie widoków ze szczytu góry wprost na okolice.

Swiatynia

W jednej z pagód można uderzyć w sporych rozmiarów dzwon z czego bardzo chętnie korzystali – jak się już niejednokrotnie przekonaliśmy – lubiący głośne dźwięki Chińczycy.

Pagoda-dzwon

Z tego też miejsca rozciąga się chyba najciekawszy widok na panoramę Quanzhou. Widać stąd jak na dłoni, że miasto tętni życiem, a przepływająca przez nie rzeka Jin sprawiała, że miasto to było kiedyś jednym z najważniejszych portów, rozpoczynających drogę na trasie morskiego transportu jedwabiu. Widać też o czym pisaliśmy wcześniej mnóstwo wysokich wieżowców oraz wiele nowych wysokościowców, które są jeszcze w budowie.

Panorama Quanzhou

Wyczerpująca wycieczka warta była wysiłku. Góry Qingyuan są bez wątpienia jedną z tych atrakcji, których nie należy pomijać będąc w tych okolicach.

6 komentarzy to “Góry Qingyuan”

  1. Ewa Says:

    Hej, oba wpisy rewelacyjnie ciekawe, wesele za 7000 usd to w Polsce też duży wydatek myślę. Zdjęcia rewelacyjne. Opisujcie wszystko, bo czekamy na każdy wpis. Pozdrowienia i życzenia „szerokich dróg” E.

  2. Ewa Says:

    Jeszcze raz podczytuję i dochodzę do wniosku że 130 pięter daje moc w nogach, lepiej z Wami nie zadzierać i nie ryzykować kopniaka, prawda „żelazne mięśnie”? 🙂 🙂

  3. admin Says:

    He. Za to do dzisiaj mamy zakwasy i ciężko chodzi się po schodach. Szczególnie z plecakiem. Na szczęście tu i ówdzie w budynkach są jeszcze windy 😉 Ale oczywiście żadnych gór nie pominiemy. Trzeba się hartować! 🙂 Pozdrawiamy!

  4. Ewa Says:

    pRÓBOWAŁAM OBEJRZEĆ ZDJĘCIA, DO KTÓRYCH ZAPRASZACIE, ALE SĄ NIEDOSTĘPNE, NIE WIEM CZY BŁĄD JEST U MNIE CZY GDZIEŚ INDZIEJ, W KAŻDYM RAZIE POWIADAMIAM

  5. Ewa Says:

    Zapomniałam pozdrowić E.

  6. admin Says:

    Dziękujemy za czujność 🙂 Linki do zdjęć już poprawione. Zawsze można wchodzić do galerii bezpośrednio przez stronę „Photo (zdjęcia)” (http://swiat-pod-stopami.eu/blog/?page_id=244) Tam galerie działają OK 🙂 Dziękujemy za pozdrowienia i przekazujemy nawzajem!

Leave a Reply